Proszę włącz...
Daria.
Tak wielu ludzi myśli, że ci się poszczęściło w życiu. Wielu uważa, że masz wszystko, czego młodej kobiecie do życia potrzeba. Masz przecież czekające w Polsce stanowisko, masz zaliczony staż w jednej z najlepszych na świecie redakcji sportowych, masz kochającego mężczyznę u boku. Brakuje tylko małego szkraba, a twoje życie z pozoru byłoby idealne. Właśnie głupie pozory. Bo przecież wcale, a wcale nie jesteś teraz szczęśliwa, mimo że stanowisko w pracy jest twoje. Nie jesteś, bo stało się coś, czego tak cholernie mocno żałujesz, co z chęcią zamieniłabyś nawet na swoją własną śmierć w najbliższym czasie, byleby wszystko wróciło do normy. Jednak tak się nie da. Nie odzyskasz Karola poprzez pstryknięcie palcem, nie sprawisz, by powróciły te dobre chwile. Nie masz takiej czarodziejskiej mocy. Teraz właśnie chciałabyś, by cały wyjazd do Londynu okazał się snem, byście znów oboje śnili, byście obudzili się rano i byli razem ze sobą szczęśliwi. Przecież nie pragniesz tak wiele.
Od miesiąca już nie rozmawiałaś z Karolem. Nie chciałaś niszczyć waszej miłości, ale mimowolnie udało cię się doprowadzić ją do kresu wytrzymałości i pozwolić by cienka nić uczucia pękła. Nigdy nawet przez myśl nie przeszło ci to, że kiedykolwiek możesz zostać postawiona przed wyborem dotyczącym twojego związku. Od miesiąca również co noc płaczesz w poduszkę, wylewając litry łez. Schudłaś, wyglądasz jak siedem nieszczęść i tak się właśnie czujesz. Całe twoje obecne życie jest wielkim nieszczęściem. Jedyną rzeczą, która sprawia, że dzisiejszego dnia jeszcze się uśmiechasz jest to, że już za kilka godzin znów postawisz krok na polskiej ziemi, w swojej Warszawie, w swoim mieście. Przynajmniej święta spędzisz w miejscu, które kochasz od dziecka razem z dziadkami, którzy tak samo jak ty dziś przyjeżdżają do Warszawy. Nie powiedziałaś im o Karolu. Nie chciałaś. Straciłaś go przez własną głupotę, a tym nie ma się co chwalić.
- Witam moją kochaną siostrzyczkę, która wreszcie raczyła wrócić do domu! - doskonale wyczuwasz irytację w głosie brata. Dziwisz się, że to właśnie on odbiera cię z lotniska, a nie Baśka, ale czego się mogłaś spodziewać. Przecież Kowalska siedzi już pewnie w Gdańsku i dopina ostatnie szczegóły ślubu.
- Ja rozumiem, że z twoją przyjaźnią z Karolem nie wygram, ale proszę cię, chociaż ty daj mi żyć... - ciągniesz swoją walizkę, odchodząc kilka kroków dalej.
- Gdzie tak pędzisz?
- Tam, gdzie moje miejsce...
- Jakoś nie wierzę, że idziesz do Karola... - odwraca cię w swoim kierunku, a w twoich oczach stają łzy. - Przepraszam... To dziwne dla mnie i cholernie trudne, bo Karola znam od dziecka, a o tym, że mam ciebie, dowiedziałem się półtora roku temu... Wybacz mi...
- Wybaczam, w końcu jesteśmy rodzeństwem, Wrona - wtulasz się w niego i dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, jak to jest mieć starszego brata. Andrzej odwozi cię na osiedle, a którym mieszkasz. Na parkingu dostrzegasz już dwójkę starszych ludzi, sprzeczających się o numer twojego mieszkania, więc pospiesznie zabierasz swoje rzeczy. - To wesołych świąt, braciszku i do zobaczenia już w pierwszy dzień świąt w Gdańsku.
- Najlepszego, siostra - całuje cię w policzek i mocno przytula. - Ja życzę ci jedynie tego, żeby wszystko się jakoś poukładało z tym Kłosem...
- Andrzej...
- No już siedzę cicho. Leć do dziadków, pozdrów ich i życz wesołych świąt. Do zobaczenia.
Wchodzicie na chwilę do domu, by zostawić walizki i chwilę odpocząć. Potem wyruszacie na zakupy świąteczne do galerii. Znów przed oczami stają ci sceny ze snu, kiedy to tak samo chodziłaś z dwójką najważniejszych osób w życiu po sklepach w poszukiwaniu prezentów dla rodziny, gdy razem z babcią kupowałyście produkty spożywcze. Chce ci się płakać, bo teraz nie będzie już tak jak w śnie, Karol ci się nie oświadczy. Ba! Prawdopodobnie nawet ze sobą nie porozmawiacie. Gdy na dworze robi się ciemno podwozisz dziadków do mieszkania, pomagasz zanieść zakupy na górę, by samej wybrać się jeszcze na miasto. W swoje ulubione miejsce w Warszawie zimą. Jedziesz na starówkę, by popatrzeć na pięknie mieniącą się dużą choinkę. To chyba jedynie miejsce w mieście, gdzie nikt nie ma do ciebie żalu, nie jest na ciebie zły, niczego nie żąda. Siadasz więc na jednej z wolnych ławek i przyglądasz się spieszącym się ludziom. Tak wiele straciłaś przez kończący się za tydzień rok. Nic nie jest takie, jakie chciałabyś, żeby było.
Wigilijny poranek to czas największych przygotowań. Babcia krząta się po twojej kuchni, a ty razem z dziadkiem ubierasz żywą choinkę, kupioną dzień wcześniej. Około szesnastej bierzesz prysznic i przebierasz się w świąteczną sukienkę. Podchodzisz do okna w sypialni. Pierwszy raz od kilku lat na święta spadł śnieg, na zewnątrz jest tak pięknie. Słyszysz dzwonek do drzwi, co oznacza, że zaproszona rodzina brata mamy właśnie przybyła. Pamiętasz z dzieciństwa, jak wszyscy razem jeździliście na wakacje nad morze, jak świetnie bawiłaś się wtedy z Beatą i Łukaszem, rodzeństwem ciotecznym. Dziś zobaczysz się z wujostwem oraz siostrą i jej rodziną. Kilka minut później całe mieszkanie tętni życiem, rozbrzmiewa śmiech małej Melki, twojej czteroletniej chrześnicy. Nawet już nie pamiętasz, kiedy po raz ostatni tak dobrze spędziłaś Wigilię. W zeszłym roku byłaś sama jak palec w Londynie, dwa lata temu u dziadków. Chciałabyś, aby ta Wigilia ze snu kiedyś wydarzyła się naprawdę.
- Nie boisz się tak wracać do domu w środku nocy?
- Nie jestem już sama, bo cały czas idziesz za mną... - odpowiadasz spokojnie, nawet nie odwracając się do tyły, czy zatrzymując. - Zresztą, złego podobno diabli nie biorą.
- Przecież nie jesteś tą złą...
- Ale to ja po części spieprzyłam nasze życie, Karol...
- Razem je spieprzyliśmy - zostawia cię samą pod drzwiami wejściowymi. Chce ci się płakać, wyć z rozpaczy. Tylko takie zachowanie niczego nie zmieni.
Karol.
Przeraźliwe zimno. Nie tylko chłód powietrza, ale i zimno między Tobą a Darią. Nie potrafiłeś podejść do niej, nic nie mówić, przytulić ją do siebie z całych sił i już nigdzie nie puszczać. Nie potrafiłeś się przełamać, mimo że serce samo się do niej rwało. Rozdarcie człowieka na dwie części może spowodować tylko jedno uczucie - miłość, ta prawdziwa i jedyna. Oby tylko całkowicie nie zniknęła z twojego życia. Wtedy wszystko straci swój kolor i nawet meble nie pozwolą ci zapomnieć. Ze wszystkim związane są wspólne wspomnienia, których wymazać nie jesteś wstanie, ba!, nawet tego nie chcesz. Ale te kilka słów wypowiedzianych miesiąc temu nadal huczy w twojej głowie, powodując to, że głowa zapanowuje nad sercem, robiąc to, co nie ma żadnego sensu. Żyjąc samemu, kładąc się spać samotnie, nie uśmiechając się. To twoja codzienność i nawet obecność w Warszawie w rodzinnym domu na święta ci nie pomaga, bo dwa lata temu było o niebo lepiej.
Razem z Andrzejem jedziecie do Gdańska, gdzie już jutro twój przyjaciel się zaobrączkuje, choć od zawsze obaj uważaliście, że to ty sam pierwszy wypowiesz sakramentalne "tak". Stanie się jednak inaczej. Jutro będziesz jego świadkiem. W drugiem samochodzie, gdzieś za wami, jadą wasi rodzice, którzy postanowili wybrać się w podróż razem. Jedynie ten dorosły mężczyzna, kierujący maszyną, będący twoim najlepszym przyjacielem, potrafi jeszcze wykrzesać z ciebie naturalny, niewymuszony uśmiech, opowiadając żarty. Docieracie wreszcie do wynajętego na czas wesela hotelu, gdzie jest już cześć zaproszonych gości. Wrona od razu pędzi do środka, gdzie czeka na niego Basia, a ty postanawiasz powłóczyć się po okolicznym ogrodzie zasypanym śniegiem, który dodatkowo prószy z nieba na ciebie, zbiera się na włosach, rzęsach. Pamiętasz, jak dwa lata temu spędziliście razem Sylwestra, jak było wtedy cudownie, jak wielce przełomowy był to moment w waszym życiu. Czasu niestety nie da się cofnąć i wrócić do tych lepszych chwil.
- Karol, a kiedy Daria przyjedzie? Tak długo się nie widzieliście... - do twojego pokoju wchodzi mama.
- Mamo, proszę cię... Wiesz, że nie jest tak ja było, ba!, praktycznie to nie ma niczego.
- Dziecko, wszystko da się naprawić, trzeba tylko chcieć i kochać. Wy chcecie i nadal się kochacie...
- Skąd niby wiesz, co czuje Daria?
- Nie zapominaj, że polubiłam się z jej babcią... - rozchyla swoje ramiona. - Chodź ty mów wielkoludzie, którego rodziłam przez dwadzieścia godzin - układasz głowę na jej kolanach. - Dziecko, może i jestem już stara, ale na ludziach się znam i wiem, że za jakiś czas będziemy tańczyć razem na waszym weselu.
- Mamo, na razie, to my nawet nie jesteśmy razem...
- Więc zrób coś.
Całuje cię w czubek głowy i wychodzi z pokoju. Zamykasz na chwilę oczy. Wyobrażasz sobie to, jakby Daria wyglądała w białej sukni ślubnej, jak piękny byłby jej uśmiech, jak wielką miałbyś ochotę zamknąć się z nią gdzieś na uboczu i nie wypuszczać ze swoich ramion przez długie dni. Jesteś tak daleko od swoich marzeń. Wstajesz wreszcie z łóżka, ubierasz się ciepło i opuszczasz budynek. W drzwiach wejściowych do hotelu mijasz się z dziadkami Darii, którzy mimo wszystko ciepło się z tobą witają, traktując cię nadal jak chłopaka swojej wnuczki, a nie obcego mężczyznę. Pomagasz wnieść ich bagaże na odpowiednie piętro, prowadzisz do restauracji, gdzie trwa świąteczna kolacja dla wszystkich gości i wreszcie wychodzisz. Na zewnątrz jest kompletnie ciemno, jedynie latarnie oświetlają parking przez hotelem. Jednak ty znów idziesz do ogrodu. Chcesz pobyć sam, chcesz pomyśleć, zastanowić się, jak spróbować to wszystko naprawić.
Siadasz na ławce przy małym zamarzniętym stawie. Na niebie migoczą się tysiące gwiazd. Tak bardzo chciałbyś, aby spadające gwiazdy rzeczywiście zgodnie z legendą spełniały pomyślane życzenie, bo dzisiejszej nocy widziałeś już takich kilka. Księżyc prezentuje całą swą okazałość. Podczas jedynych wspólnych wakacji do późna przebywaliście na dworze i wpatrywaliście się w Księżyc, mówiąc sobie, że jeśli będziecie nawet na dwóch krańcach świata, to patrząc w Księżyc będziecie obok siebie. Chciałbyś, żeby była obok, nawet nie odzywając się. Nagle słyszysz skrzypnięcie śniegu pod wpływem czyiś stóp, a po chwili przekleństwo wypowiadane przez kobietę gdzieś w oddali. Odwracasz się i widzisz Darię, która leży w śniegu. Nie obchodzi cię to, jak zareaguje na twój widok. Podchodzisz do nie, pomagasz wstać. Początkowo jest wystraszona, lecz po chwili spokojnieje.
- Nasze spotkania noce w dziwnych miejscach stały się chyba tradycją - sam nie wiesz, czy na pewno uśmiechnęła się do ciebie radośnie czy też może zwyczajnie wyśmiała zaistniałą sytuację.
- Wolałbym, żeby miały miejsce w innych okolicznościach i były codziennością - odpowiadasz i ruszasz za nią. - Jest zimno, wracajmy do hotelu.
- Nie mam ochoty udawać tam, że wszystko jest w porządku, skoro tak nie jest. Ale ty możesz iść.
- Nie, pobędę z tobą... - to dziwne. Niby nie jesteście ze sobą, a możecie rozmawiać, nawet czasami uśmiechnąć się do siebie. Brakowało ci jej obecności obok. Może i nie słuchasz tego, jak opowiada ci o prawy z Londynie, ale masz inne zajęcie. Napawasz się jej wyglądem, starając się zapamiętać najdrobniejszy szczegół jej urody. Dopiero po godzinie postanawiasz za was dwoje i siłą zaciągasz ją do hotelu, gdzie okazuje się, że w rezerwacji nieobecni Baśka i Andrzej podali was jako parę i macie wspólny pokój, w zasadzie to apartament. Widzisz, jak w Wasilewskiej rośnie poziom złości, więc odciągasz ją od recepcjonistki i prowadzisz na górę. - Jeśli chcesz, to mogę wyjść i spać na kanapie u rodziców, albo wynająć sobie inny pokój...
- Nie, nie trzeba, Karol... W końcu chyba się nie pozabijamy... Przecież tyle razy spaliśmy w jednym łóżku... - kończy, układając się starannie na jednej połowie. Bierzesz szybki prysznic i po dwudziestu minutach oboje leżycie już na miękkim materacu. Każde przy brzegu swojej części. Słyszysz, jak wierci się, jak głośno oddycha. Ty robisz dokładnie to samo, ale nie masz odwagi, żeby odwrócić głowy w jej stronę. - Ja tego nie wytrzymam! - podnosi się wreszcie, siadając na łóżku.
- Daria, jak naprawdę mogę wyjść...
- Ani się waż! - łapie cię za nadgarstek, gdy masz zamiar wstać. - Nie idź nigdzie - patrzy prosto w twoje oczy. - Połóż się i zamknij oczy... - prosi. Kładziesz się na plecach, a po chwili czujesz już jak układa się na twoim ramieniu, obejmując cię mocno, składa pocałunek na twojej klatce piersiowej. - Dlaczego byliśmy tacy głupi?
- Nadal jesteśmy głupi...
- Ale teraz przynajmniej mam cię obok...
Znacie moją wredotę, nie?
Ps. Przepraszam za błędy ;/
- Witam moją kochaną siostrzyczkę, która wreszcie raczyła wrócić do domu! - doskonale wyczuwasz irytację w głosie brata. Dziwisz się, że to właśnie on odbiera cię z lotniska, a nie Baśka, ale czego się mogłaś spodziewać. Przecież Kowalska siedzi już pewnie w Gdańsku i dopina ostatnie szczegóły ślubu.
- Ja rozumiem, że z twoją przyjaźnią z Karolem nie wygram, ale proszę cię, chociaż ty daj mi żyć... - ciągniesz swoją walizkę, odchodząc kilka kroków dalej.
- Gdzie tak pędzisz?
- Tam, gdzie moje miejsce...
- Jakoś nie wierzę, że idziesz do Karola... - odwraca cię w swoim kierunku, a w twoich oczach stają łzy. - Przepraszam... To dziwne dla mnie i cholernie trudne, bo Karola znam od dziecka, a o tym, że mam ciebie, dowiedziałem się półtora roku temu... Wybacz mi...
- Wybaczam, w końcu jesteśmy rodzeństwem, Wrona - wtulasz się w niego i dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, jak to jest mieć starszego brata. Andrzej odwozi cię na osiedle, a którym mieszkasz. Na parkingu dostrzegasz już dwójkę starszych ludzi, sprzeczających się o numer twojego mieszkania, więc pospiesznie zabierasz swoje rzeczy. - To wesołych świąt, braciszku i do zobaczenia już w pierwszy dzień świąt w Gdańsku.
- Najlepszego, siostra - całuje cię w policzek i mocno przytula. - Ja życzę ci jedynie tego, żeby wszystko się jakoś poukładało z tym Kłosem...
- Andrzej...
- No już siedzę cicho. Leć do dziadków, pozdrów ich i życz wesołych świąt. Do zobaczenia.
Wchodzicie na chwilę do domu, by zostawić walizki i chwilę odpocząć. Potem wyruszacie na zakupy świąteczne do galerii. Znów przed oczami stają ci sceny ze snu, kiedy to tak samo chodziłaś z dwójką najważniejszych osób w życiu po sklepach w poszukiwaniu prezentów dla rodziny, gdy razem z babcią kupowałyście produkty spożywcze. Chce ci się płakać, bo teraz nie będzie już tak jak w śnie, Karol ci się nie oświadczy. Ba! Prawdopodobnie nawet ze sobą nie porozmawiacie. Gdy na dworze robi się ciemno podwozisz dziadków do mieszkania, pomagasz zanieść zakupy na górę, by samej wybrać się jeszcze na miasto. W swoje ulubione miejsce w Warszawie zimą. Jedziesz na starówkę, by popatrzeć na pięknie mieniącą się dużą choinkę. To chyba jedynie miejsce w mieście, gdzie nikt nie ma do ciebie żalu, nie jest na ciebie zły, niczego nie żąda. Siadasz więc na jednej z wolnych ławek i przyglądasz się spieszącym się ludziom. Tak wiele straciłaś przez kończący się za tydzień rok. Nic nie jest takie, jakie chciałabyś, żeby było.
Wigilijny poranek to czas największych przygotowań. Babcia krząta się po twojej kuchni, a ty razem z dziadkiem ubierasz żywą choinkę, kupioną dzień wcześniej. Około szesnastej bierzesz prysznic i przebierasz się w świąteczną sukienkę. Podchodzisz do okna w sypialni. Pierwszy raz od kilku lat na święta spadł śnieg, na zewnątrz jest tak pięknie. Słyszysz dzwonek do drzwi, co oznacza, że zaproszona rodzina brata mamy właśnie przybyła. Pamiętasz z dzieciństwa, jak wszyscy razem jeździliście na wakacje nad morze, jak świetnie bawiłaś się wtedy z Beatą i Łukaszem, rodzeństwem ciotecznym. Dziś zobaczysz się z wujostwem oraz siostrą i jej rodziną. Kilka minut później całe mieszkanie tętni życiem, rozbrzmiewa śmiech małej Melki, twojej czteroletniej chrześnicy. Nawet już nie pamiętasz, kiedy po raz ostatni tak dobrze spędziłaś Wigilię. W zeszłym roku byłaś sama jak palec w Londynie, dwa lata temu u dziadków. Chciałabyś, aby ta Wigilia ze snu kiedyś wydarzyła się naprawdę.
- Nie boisz się tak wracać do domu w środku nocy?
- Nie jestem już sama, bo cały czas idziesz za mną... - odpowiadasz spokojnie, nawet nie odwracając się do tyły, czy zatrzymując. - Zresztą, złego podobno diabli nie biorą.
- Przecież nie jesteś tą złą...
- Ale to ja po części spieprzyłam nasze życie, Karol...
- Razem je spieprzyliśmy - zostawia cię samą pod drzwiami wejściowymi. Chce ci się płakać, wyć z rozpaczy. Tylko takie zachowanie niczego nie zmieni.
Karol.
Przeraźliwe zimno. Nie tylko chłód powietrza, ale i zimno między Tobą a Darią. Nie potrafiłeś podejść do niej, nic nie mówić, przytulić ją do siebie z całych sił i już nigdzie nie puszczać. Nie potrafiłeś się przełamać, mimo że serce samo się do niej rwało. Rozdarcie człowieka na dwie części może spowodować tylko jedno uczucie - miłość, ta prawdziwa i jedyna. Oby tylko całkowicie nie zniknęła z twojego życia. Wtedy wszystko straci swój kolor i nawet meble nie pozwolą ci zapomnieć. Ze wszystkim związane są wspólne wspomnienia, których wymazać nie jesteś wstanie, ba!, nawet tego nie chcesz. Ale te kilka słów wypowiedzianych miesiąc temu nadal huczy w twojej głowie, powodując to, że głowa zapanowuje nad sercem, robiąc to, co nie ma żadnego sensu. Żyjąc samemu, kładąc się spać samotnie, nie uśmiechając się. To twoja codzienność i nawet obecność w Warszawie w rodzinnym domu na święta ci nie pomaga, bo dwa lata temu było o niebo lepiej.
Razem z Andrzejem jedziecie do Gdańska, gdzie już jutro twój przyjaciel się zaobrączkuje, choć od zawsze obaj uważaliście, że to ty sam pierwszy wypowiesz sakramentalne "tak". Stanie się jednak inaczej. Jutro będziesz jego świadkiem. W drugiem samochodzie, gdzieś za wami, jadą wasi rodzice, którzy postanowili wybrać się w podróż razem. Jedynie ten dorosły mężczyzna, kierujący maszyną, będący twoim najlepszym przyjacielem, potrafi jeszcze wykrzesać z ciebie naturalny, niewymuszony uśmiech, opowiadając żarty. Docieracie wreszcie do wynajętego na czas wesela hotelu, gdzie jest już cześć zaproszonych gości. Wrona od razu pędzi do środka, gdzie czeka na niego Basia, a ty postanawiasz powłóczyć się po okolicznym ogrodzie zasypanym śniegiem, który dodatkowo prószy z nieba na ciebie, zbiera się na włosach, rzęsach. Pamiętasz, jak dwa lata temu spędziliście razem Sylwestra, jak było wtedy cudownie, jak wielce przełomowy był to moment w waszym życiu. Czasu niestety nie da się cofnąć i wrócić do tych lepszych chwil.
- Karol, a kiedy Daria przyjedzie? Tak długo się nie widzieliście... - do twojego pokoju wchodzi mama.
- Mamo, proszę cię... Wiesz, że nie jest tak ja było, ba!, praktycznie to nie ma niczego.
- Dziecko, wszystko da się naprawić, trzeba tylko chcieć i kochać. Wy chcecie i nadal się kochacie...
- Skąd niby wiesz, co czuje Daria?
- Nie zapominaj, że polubiłam się z jej babcią... - rozchyla swoje ramiona. - Chodź ty mów wielkoludzie, którego rodziłam przez dwadzieścia godzin - układasz głowę na jej kolanach. - Dziecko, może i jestem już stara, ale na ludziach się znam i wiem, że za jakiś czas będziemy tańczyć razem na waszym weselu.
- Mamo, na razie, to my nawet nie jesteśmy razem...
- Więc zrób coś.
Całuje cię w czubek głowy i wychodzi z pokoju. Zamykasz na chwilę oczy. Wyobrażasz sobie to, jakby Daria wyglądała w białej sukni ślubnej, jak piękny byłby jej uśmiech, jak wielką miałbyś ochotę zamknąć się z nią gdzieś na uboczu i nie wypuszczać ze swoich ramion przez długie dni. Jesteś tak daleko od swoich marzeń. Wstajesz wreszcie z łóżka, ubierasz się ciepło i opuszczasz budynek. W drzwiach wejściowych do hotelu mijasz się z dziadkami Darii, którzy mimo wszystko ciepło się z tobą witają, traktując cię nadal jak chłopaka swojej wnuczki, a nie obcego mężczyznę. Pomagasz wnieść ich bagaże na odpowiednie piętro, prowadzisz do restauracji, gdzie trwa świąteczna kolacja dla wszystkich gości i wreszcie wychodzisz. Na zewnątrz jest kompletnie ciemno, jedynie latarnie oświetlają parking przez hotelem. Jednak ty znów idziesz do ogrodu. Chcesz pobyć sam, chcesz pomyśleć, zastanowić się, jak spróbować to wszystko naprawić.
Siadasz na ławce przy małym zamarzniętym stawie. Na niebie migoczą się tysiące gwiazd. Tak bardzo chciałbyś, aby spadające gwiazdy rzeczywiście zgodnie z legendą spełniały pomyślane życzenie, bo dzisiejszej nocy widziałeś już takich kilka. Księżyc prezentuje całą swą okazałość. Podczas jedynych wspólnych wakacji do późna przebywaliście na dworze i wpatrywaliście się w Księżyc, mówiąc sobie, że jeśli będziecie nawet na dwóch krańcach świata, to patrząc w Księżyc będziecie obok siebie. Chciałbyś, żeby była obok, nawet nie odzywając się. Nagle słyszysz skrzypnięcie śniegu pod wpływem czyiś stóp, a po chwili przekleństwo wypowiadane przez kobietę gdzieś w oddali. Odwracasz się i widzisz Darię, która leży w śniegu. Nie obchodzi cię to, jak zareaguje na twój widok. Podchodzisz do nie, pomagasz wstać. Początkowo jest wystraszona, lecz po chwili spokojnieje.
- Nasze spotkania noce w dziwnych miejscach stały się chyba tradycją - sam nie wiesz, czy na pewno uśmiechnęła się do ciebie radośnie czy też może zwyczajnie wyśmiała zaistniałą sytuację.
- Wolałbym, żeby miały miejsce w innych okolicznościach i były codziennością - odpowiadasz i ruszasz za nią. - Jest zimno, wracajmy do hotelu.
- Nie mam ochoty udawać tam, że wszystko jest w porządku, skoro tak nie jest. Ale ty możesz iść.
- Nie, pobędę z tobą... - to dziwne. Niby nie jesteście ze sobą, a możecie rozmawiać, nawet czasami uśmiechnąć się do siebie. Brakowało ci jej obecności obok. Może i nie słuchasz tego, jak opowiada ci o prawy z Londynie, ale masz inne zajęcie. Napawasz się jej wyglądem, starając się zapamiętać najdrobniejszy szczegół jej urody. Dopiero po godzinie postanawiasz za was dwoje i siłą zaciągasz ją do hotelu, gdzie okazuje się, że w rezerwacji nieobecni Baśka i Andrzej podali was jako parę i macie wspólny pokój, w zasadzie to apartament. Widzisz, jak w Wasilewskiej rośnie poziom złości, więc odciągasz ją od recepcjonistki i prowadzisz na górę. - Jeśli chcesz, to mogę wyjść i spać na kanapie u rodziców, albo wynająć sobie inny pokój...
- Nie, nie trzeba, Karol... W końcu chyba się nie pozabijamy... Przecież tyle razy spaliśmy w jednym łóżku... - kończy, układając się starannie na jednej połowie. Bierzesz szybki prysznic i po dwudziestu minutach oboje leżycie już na miękkim materacu. Każde przy brzegu swojej części. Słyszysz, jak wierci się, jak głośno oddycha. Ty robisz dokładnie to samo, ale nie masz odwagi, żeby odwrócić głowy w jej stronę. - Ja tego nie wytrzymam! - podnosi się wreszcie, siadając na łóżku.
- Daria, jak naprawdę mogę wyjść...
- Ani się waż! - łapie cię za nadgarstek, gdy masz zamiar wstać. - Nie idź nigdzie - patrzy prosto w twoje oczy. - Połóż się i zamknij oczy... - prosi. Kładziesz się na plecach, a po chwili czujesz już jak układa się na twoim ramieniu, obejmując cię mocno, składa pocałunek na twojej klatce piersiowej. - Dlaczego byliśmy tacy głupi?
- Nadal jesteśmy głupi...
- Ale teraz przynajmniej mam cię obok...
~*~*~
Witam :D
I Przepraszam od razu za opóźnienia. ;)
Od razu mówię, nic nie jest jeszcze do końca wyjaśnione...
I Przepraszam od razu za opóźnienia. ;)
Od razu mówię, nic nie jest jeszcze do końca wyjaśnione...
Szczerze mówiąc, komunikuję, że został jedynie Epilog :((
Jeśli jeszcze tu z nami jesteście i chcecie, żeby pojawił się w przyszły weekend, a nie później, to napiszcie coś ;) A jeśli nie, to spokojnie, Epilog i tak opublikujemy z Kari ;)
Jeśli jeszcze tu z nami jesteście i chcecie, żeby pojawił się w przyszły weekend, a nie później, to napiszcie coś ;) A jeśli nie, to spokojnie, Epilog i tak opublikujemy z Kari ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Dzuzeppe :*
Żądza trzynasta. / Pytania? / To, co piszę. To, co czytam.
Dzuzeppe :*
Żądza trzynasta. / Pytania? / To, co piszę. To, co czytam.