niedziela, 25 maja 2014

Sobotnie 24.

Proszę włącz...



Daria.

Tak wielu ludzi myśli, że ci się poszczęściło w życiu. Wielu uważa, że masz wszystko, czego młodej kobiecie do życia potrzeba. Masz przecież czekające w Polsce stanowisko, masz zaliczony staż w jednej z najlepszych na świecie redakcji sportowych, masz kochającego mężczyznę u boku. Brakuje tylko małego szkraba, a twoje życie z pozoru byłoby idealne. Właśnie głupie pozory. Bo przecież wcale, a wcale nie jesteś teraz szczęśliwa, mimo że stanowisko w pracy jest twoje. Nie jesteś, bo stało się coś, czego tak cholernie mocno żałujesz, co z chęcią zamieniłabyś nawet na swoją własną śmierć w najbliższym czasie, byleby wszystko wróciło do normy. Jednak tak się nie da. Nie odzyskasz Karola poprzez pstryknięcie palcem, nie sprawisz, by powróciły te dobre chwile. Nie masz takiej czarodziejskiej mocy. Teraz właśnie chciałabyś, by cały wyjazd do Londynu okazał się snem, byście znów oboje śnili, byście obudzili się rano i byli razem ze sobą szczęśliwi. Przecież nie pragniesz tak wiele.

Od miesiąca już nie rozmawiałaś z Karolem. Nie chciałaś niszczyć waszej miłości, ale mimowolnie udało cię się doprowadzić ją do kresu wytrzymałości i pozwolić by cienka nić uczucia pękła. Nigdy nawet przez myśl nie przeszło ci to, że kiedykolwiek możesz zostać postawiona przed wyborem dotyczącym twojego związku. Od miesiąca również co noc płaczesz w poduszkę, wylewając litry łez. Schudłaś, wyglądasz jak siedem nieszczęść i tak się właśnie czujesz. Całe twoje obecne życie jest wielkim nieszczęściem. Jedyną rzeczą, która sprawia, że dzisiejszego dnia jeszcze się uśmiechasz jest to, że już za kilka godzin znów postawisz krok na polskiej ziemi, w swojej Warszawie, w swoim mieście. Przynajmniej święta spędzisz w miejscu, które kochasz od dziecka razem z dziadkami, którzy tak samo jak ty dziś przyjeżdżają do Warszawy. Nie powiedziałaś im o Karolu. Nie chciałaś. Straciłaś go przez własną głupotę, a tym nie ma się co chwalić.

- Witam moją kochaną siostrzyczkę, która wreszcie raczyła wrócić do domu! - doskonale wyczuwasz irytację w głosie brata. Dziwisz się, że to właśnie on odbiera cię z lotniska, a nie Baśka, ale czego się mogłaś spodziewać. Przecież Kowalska siedzi już pewnie w Gdańsku i dopina ostatnie szczegóły ślubu.
- Ja rozumiem, że z twoją przyjaźnią z Karolem nie wygram, ale proszę cię, chociaż ty daj mi żyć... - ciągniesz swoją walizkę, odchodząc kilka kroków dalej.
- Gdzie tak pędzisz?
- Tam, gdzie moje miejsce...
- Jakoś nie wierzę, że idziesz do Karola... - odwraca cię w swoim kierunku, a w twoich oczach stają łzy. - Przepraszam... To dziwne dla mnie i cholernie trudne, bo Karola znam od dziecka, a o tym, że mam ciebie, dowiedziałem się półtora roku temu... Wybacz mi...
- Wybaczam, w końcu jesteśmy rodzeństwem, Wrona - wtulasz się w niego i dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, jak to jest mieć starszego brata. Andrzej odwozi cię na osiedle, a którym mieszkasz. Na parkingu dostrzegasz już dwójkę starszych ludzi, sprzeczających się o numer twojego mieszkania, więc pospiesznie zabierasz swoje rzeczy. - To wesołych świąt, braciszku i do zobaczenia już w pierwszy dzień świąt w Gdańsku.
- Najlepszego, siostra - całuje cię w policzek i mocno przytula. - Ja życzę ci jedynie tego, żeby wszystko się jakoś poukładało z tym Kłosem...
- Andrzej...
- No już siedzę cicho. Leć do dziadków, pozdrów ich i życz wesołych świąt. Do zobaczenia.

Wchodzicie na chwilę do domu, by zostawić walizki i chwilę odpocząć. Potem wyruszacie na zakupy świąteczne do galerii. Znów przed oczami stają ci sceny ze snu, kiedy to tak samo chodziłaś z dwójką najważniejszych osób w życiu po sklepach w poszukiwaniu prezentów dla rodziny, gdy razem z babcią kupowałyście produkty spożywcze. Chce ci się płakać, bo teraz nie będzie już tak jak w śnie, Karol ci się nie oświadczy. Ba! Prawdopodobnie nawet ze sobą nie porozmawiacie. Gdy na dworze robi się ciemno podwozisz dziadków do mieszkania, pomagasz zanieść zakupy na górę, by samej wybrać się jeszcze na miasto. W swoje ulubione miejsce w Warszawie zimą. Jedziesz na starówkę, by popatrzeć na pięknie mieniącą się dużą choinkę. To chyba jedynie miejsce w mieście, gdzie nikt nie ma do ciebie żalu, nie jest na ciebie zły, niczego nie żąda. Siadasz więc na jednej z wolnych ławek i przyglądasz się spieszącym się ludziom. Tak wiele straciłaś przez kończący się za tydzień rok. Nic nie jest takie, jakie chciałabyś, żeby było.

Wigilijny poranek to czas największych przygotowań. Babcia krząta się po twojej kuchni, a ty razem z dziadkiem ubierasz żywą choinkę, kupioną dzień wcześniej. Około szesnastej bierzesz prysznic i przebierasz się w świąteczną sukienkę. Podchodzisz do okna w sypialni. Pierwszy raz od kilku lat na święta spadł śnieg, na zewnątrz jest tak pięknie. Słyszysz dzwonek do drzwi, co oznacza, że zaproszona rodzina brata mamy właśnie przybyła. Pamiętasz z dzieciństwa, jak wszyscy razem jeździliście na wakacje nad morze, jak świetnie bawiłaś się wtedy z Beatą i Łukaszem, rodzeństwem ciotecznym. Dziś zobaczysz się z wujostwem oraz siostrą i jej rodziną. Kilka minut później całe mieszkanie tętni życiem, rozbrzmiewa śmiech małej Melki, twojej czteroletniej chrześnicy. Nawet już nie pamiętasz, kiedy po raz ostatni tak dobrze spędziłaś Wigilię. W zeszłym roku byłaś sama jak palec w Londynie, dwa lata temu u dziadków. Chciałabyś, aby ta Wigilia ze snu kiedyś wydarzyła się naprawdę. 

- Nie boisz się tak wracać do domu w środku nocy?
- Nie jestem już sama, bo cały czas idziesz za mną... - odpowiadasz spokojnie, nawet nie odwracając się do tyły, czy zatrzymując. - Zresztą, złego podobno diabli nie biorą.
- Przecież nie jesteś tą złą...
- Ale to ja po części spieprzyłam nasze życie, Karol...
- Razem je spieprzyliśmy - zostawia cię samą pod drzwiami wejściowymi. Chce ci się płakać, wyć z rozpaczy. Tylko takie zachowanie niczego nie zmieni.



Karol.

Przeraźliwe zimno. Nie tylko chłód powietrza, ale i zimno między Tobą a Darią. Nie potrafiłeś podejść do niej, nic nie mówić, przytulić ją do siebie z całych sił i już nigdzie nie puszczać. Nie potrafiłeś się przełamać, mimo że serce samo się do niej rwało. Rozdarcie człowieka na dwie części może spowodować tylko jedno uczucie - miłość, ta prawdziwa i jedyna. Oby tylko całkowicie nie zniknęła z twojego życia. Wtedy wszystko straci swój kolor i nawet meble nie pozwolą ci zapomnieć. Ze wszystkim związane są wspólne wspomnienia, których wymazać nie jesteś wstanie, ba!, nawet tego nie chcesz. Ale te kilka słów wypowiedzianych miesiąc temu nadal huczy w twojej głowie, powodując to, że głowa zapanowuje nad sercem, robiąc to, co nie ma żadnego sensu. Żyjąc samemu, kładąc się spać samotnie, nie uśmiechając się. To twoja codzienność i nawet obecność w Warszawie w rodzinnym domu na święta ci nie pomaga, bo dwa lata temu było o niebo lepiej.

Razem z Andrzejem jedziecie do Gdańska, gdzie już jutro twój przyjaciel się zaobrączkuje, choć od zawsze obaj uważaliście, że to ty sam pierwszy wypowiesz sakramentalne "tak". Stanie się jednak inaczej. Jutro będziesz jego świadkiem. W drugiem samochodzie, gdzieś za wami, jadą wasi rodzice, którzy postanowili wybrać się w podróż razem. Jedynie ten dorosły mężczyzna, kierujący maszyną, będący twoim najlepszym przyjacielem, potrafi jeszcze wykrzesać z ciebie naturalny, niewymuszony uśmiech, opowiadając żarty. Docieracie wreszcie do wynajętego na czas wesela hotelu, gdzie jest już cześć zaproszonych gości. Wrona od razu pędzi do środka, gdzie czeka na niego Basia, a ty postanawiasz powłóczyć się po okolicznym ogrodzie zasypanym śniegiem, który dodatkowo prószy z nieba na ciebie, zbiera się na włosach, rzęsach. Pamiętasz, jak dwa lata temu spędziliście razem Sylwestra, jak było wtedy cudownie, jak wielce przełomowy był to moment w waszym życiu. Czasu niestety nie da się cofnąć i wrócić do tych lepszych chwil.

- Karol, a kiedy Daria przyjedzie? Tak długo się nie widzieliście... - do twojego pokoju wchodzi mama.
- Mamo, proszę cię... Wiesz, że nie jest tak ja było, ba!, praktycznie to nie ma niczego.
- Dziecko, wszystko da się naprawić, trzeba tylko chcieć i kochać. Wy chcecie i nadal się kochacie...
- Skąd niby wiesz, co czuje Daria?
- Nie zapominaj, że polubiłam się z jej babcią... - rozchyla swoje ramiona. - Chodź ty mów wielkoludzie, którego rodziłam przez dwadzieścia godzin - układasz głowę na jej kolanach. - Dziecko, może i jestem już stara, ale na ludziach się znam i wiem, że za jakiś czas będziemy tańczyć razem na waszym weselu.
- Mamo, na razie, to my nawet nie jesteśmy razem...
- Więc zrób coś.

Całuje cię w czubek głowy i wychodzi z pokoju. Zamykasz na chwilę oczy. Wyobrażasz sobie to, jakby Daria wyglądała w białej sukni ślubnej, jak piękny byłby jej uśmiech, jak wielką miałbyś ochotę zamknąć się z nią gdzieś na uboczu i nie wypuszczać ze swoich ramion przez długie dni. Jesteś tak daleko od swoich marzeń. Wstajesz wreszcie z łóżka, ubierasz się ciepło i opuszczasz budynek. W drzwiach wejściowych do hotelu mijasz się z dziadkami Darii, którzy mimo wszystko ciepło się z tobą witają, traktując cię nadal jak chłopaka swojej wnuczki, a nie obcego mężczyznę. Pomagasz wnieść ich bagaże na odpowiednie piętro, prowadzisz do restauracji, gdzie trwa świąteczna kolacja dla wszystkich gości i wreszcie wychodzisz. Na zewnątrz jest kompletnie ciemno, jedynie latarnie oświetlają parking przez hotelem. Jednak ty znów idziesz do ogrodu. Chcesz pobyć sam, chcesz pomyśleć, zastanowić się, jak spróbować to wszystko naprawić.

Siadasz na ławce przy małym zamarzniętym stawie. Na niebie migoczą się tysiące gwiazd. Tak bardzo chciałbyś, aby spadające gwiazdy rzeczywiście zgodnie z legendą spełniały pomyślane życzenie, bo dzisiejszej nocy widziałeś już takich kilka. Księżyc prezentuje całą swą okazałość. Podczas jedynych wspólnych wakacji do późna przebywaliście na dworze i wpatrywaliście się w Księżyc, mówiąc sobie, że jeśli będziecie nawet na dwóch krańcach świata, to patrząc w Księżyc będziecie obok siebie. Chciałbyś, żeby była obok, nawet nie odzywając się. Nagle słyszysz skrzypnięcie śniegu pod wpływem czyiś stóp, a po chwili przekleństwo wypowiadane przez kobietę gdzieś w oddali. Odwracasz się i widzisz Darię, która leży w śniegu. Nie obchodzi cię to, jak zareaguje na twój widok. Podchodzisz do nie, pomagasz wstać. Początkowo jest wystraszona, lecz po chwili spokojnieje.

- Nasze spotkania noce w dziwnych miejscach stały się chyba tradycją - sam nie wiesz, czy na pewno uśmiechnęła się do ciebie radośnie czy też może zwyczajnie wyśmiała zaistniałą sytuację. 
- Wolałbym, żeby miały miejsce w innych okolicznościach i były codziennością - odpowiadasz i ruszasz za nią. - Jest zimno, wracajmy do hotelu.
- Nie mam ochoty udawać tam, że wszystko jest w porządku, skoro tak nie jest. Ale ty możesz iść.
- Nie, pobędę z tobą... - to dziwne. Niby nie jesteście ze sobą, a możecie rozmawiać, nawet czasami uśmiechnąć się do siebie. Brakowało ci jej obecności obok. Może i nie słuchasz tego, jak opowiada ci o prawy z Londynie, ale masz inne zajęcie. Napawasz się jej wyglądem, starając się zapamiętać najdrobniejszy szczegół jej urody. Dopiero po godzinie postanawiasz za was dwoje i siłą zaciągasz ją do hotelu, gdzie okazuje się, że w rezerwacji nieobecni Baśka i Andrzej podali was jako parę i macie wspólny pokój, w zasadzie to apartament. Widzisz, jak w Wasilewskiej rośnie poziom złości, więc odciągasz ją od recepcjonistki i prowadzisz na górę. - Jeśli chcesz, to mogę wyjść i spać na kanapie u rodziców, albo wynająć sobie inny pokój...
- Nie, nie trzeba, Karol... W końcu chyba się nie pozabijamy... Przecież tyle razy spaliśmy w jednym łóżku... - kończy, układając się starannie na jednej połowie. Bierzesz szybki prysznic i po dwudziestu minutach oboje leżycie już na miękkim materacu. Każde przy brzegu swojej części. Słyszysz, jak wierci się, jak głośno oddycha. Ty robisz dokładnie to samo, ale nie masz odwagi, żeby odwrócić głowy w jej stronę. - Ja tego nie wytrzymam! - podnosi się wreszcie, siadając na łóżku.
- Daria, jak naprawdę mogę wyjść...
- Ani się waż! - łapie cię za nadgarstek, gdy masz zamiar wstać. - Nie idź nigdzie - patrzy prosto w twoje oczy. - Połóż się i  zamknij oczy... - prosi. Kładziesz się na plecach, a po chwili czujesz już jak układa się na twoim ramieniu, obejmując cię mocno, składa pocałunek na twojej klatce piersiowej. - Dlaczego byliśmy tacy głupi?
- Nadal jesteśmy głupi...
- Ale teraz przynajmniej mam cię obok...


~*~*~

Witam :D
I Przepraszam od razu za opóźnienia. ;)
Od razu mówię, nic nie jest jeszcze do końca wyjaśnione... 
Znacie moją wredotę, nie?
Szczerze mówiąc, komunikuję, że został jedynie Epilog :((
Jeśli jeszcze tu z nami jesteście i chcecie, żeby pojawił się w przyszły weekend, a nie później, to napiszcie coś ;) A jeśli nie, to spokojnie, Epilog i tak opublikujemy z Kari ;)

Pozdrawiam serdecznie,
Dzuzeppe :*

Żądza trzynasta.  /  Pytania?  /  To, co piszę. To, co czytam.

Ps. Przepraszam za błędy ;/

sobota, 17 maja 2014

Sobotnie 23.


Daria.

Nie pamiętasz już chyba nawet, jak dokładnie wyglądają rysy jego twarzy, gdzie dokładnie ma pieprzyki na plecach, jak szerokie są jego ramiona. Kontaktowanie się ze sobą za pomocą Internetu przez kolejne pół roku nie służyło temu, żeby przypomnieć sobie tyle ważnych szczegółów, które kiedyś mogłabyś odnaleźć na ciele Karola z zamkniętymi oczyma. Zapomniałaś, jak to jest mieć go obok codziennie, móc się do niego przytulać, całować, kochać się z nim. Ba! Ty odzwyczaiłaś się spać z kimś po drugiej stronie łóżka, bo przebywanie z nim jedynie tydzień na wakacjach to zdecydowanie za mało czasu. Zaczęłaś jednak każdej nocy bać się snu. Bać się ciemności, w której odnaleźć właściwą drogę musiałabyś sama, nikt nie byłby ci w stanie pomóc, nikogo nie byłoby obok.

Kolejne dnie w pracy są takie same, nic cię już nie cieszy, nie zadowala. Nawet propozycja stanowiska na stałe nie przynosi uśmiechu. Coraz więcej wieczorów spędzasz w różnorakich pubach, gdzie robisz to, czego tak długo w twoim życiu nie było. Upijasz się, nie zwracając nawet wagi na to, że ktoś może zrobić ci krzywdę. Wypełnisz do końca staż i wracasz do domu, do Polski, do miejsca, gdzie naprawdę jesteś potrzebna, gdzie naprawdę będziesz szczęśliwa, gdzie naprawdę ktoś cię kocha. Musisz wrócić, bo dalsze życiu w Londynie pozbawia cię wszystkiego, co powodowało, że na twojej twarzy pojawiał się uśmiech, a serce zaczynało bić szybciej. Londyn z każdym kolejnym dniem pobytu zabiera ci źródło szczęścia, zabiera Karola.

- Umawialiśmy się, że dziś będziesz wcześniej - mówisz z wyrzutem, gdy odbiera połączenie internetowe przez komunikator. - Mamy teraz mało czasu...
- Przepraszam, trening się przeciągnął... - nawet nie patrzy na ciebie. Ucieka wzrokiem. To boli. - Dasz mi pół godziny? Zrobię sobie coś do jedzenia i wracam za chwilę... - nie czeka na odpowiedź, zwyczajnie znika ci z ekranu, odchodzi od laptopa. Nie masz już sił. Tak cholernie mocno brakuje ci go obok, a jego oschłość i bijące zimno ranią twoje delikatne serce. Rozłączasz połączenie, wyłączasz komputer, zwijasz się w kłębek na łóżku. Masz dosyć samotności, ciszy, zimnej obok poduszki. Przestajesz sobie ze wszystkim radzić, jak za sprawą machnięcia czarodziejskiej różdżki. Dodatkowo każde kolejne spojrzenie na zdjęcie przy łóżku odbiera ci siły na wszystko. Nie chce ci się rano otworzyć oczu, nie chce ci się gnać do redakcji, nie chce ci się jeść. Najchętniej nie wychodziłabyś spod ciepłej kołdry, całe dnie przepłakała i z utęsknieniem oczekiwała na dzień powrotu do kraju. Na ściennym kalendarzu skreślasz kolejne dni, jesteś szczęśliwa, że pozostał jedynie miesiąc.

Kolejnego dnia zrywasz się z łóżka przed ósmą rano, żeby odebrać Baśkę z lotniska. Zdałaś sobie sprawę, że twój sen sprawdził się również w kontekście Wrony i twojej przyjaciółki, którzy biorą ślub w Drugi Dzień Świąt Bożego Narodzenia. Wymeaigowana rzeczywistość stała się prawdziwym życiem w przypadku Andrzeja i Basi. Ból sprawia ci fakt, że między tobą a Karolem nie jest tak, jak było w śnie, że nie tworzycie razem rodziny. Punktualnie o dziewiątej wyczekujesz już w sali przylotów swojej przyjaciółki, z którą spędzisz cały weekend. W czasie pobytu w Londynie wasz kontakt bardzo się zmniejszył, ale nadal byłyście najlepszymi przyjaciółkami, a za dwa miesiące staniecie się rodziną za sprawą ślubu. Najbliższe dni będą niejako początkiem wieczorem panieńskim, który odbędzie się za tydzień, a ty do Polski przylecieć nie zdołasz. W końcu widzisz ją uśmiechniętą, więc i na twoją twarz wkrada się nieśmiały uśmiech.

- Dobra, jesteśmy pijane, więc mogę wreszcie zapytać. Co się dzieje między tobą a Kłosem, co? I nie wmawiaj mi, że nic, bo to ja jestem w Polsce i doskonale widzę, jak z każdym dniem jest smutniejszy... No czekam... - zaczyna, gdy obie siadacie wreszcie przy barze po kilkudziesięciu minutach tańczenia.
- Basia, ja sama nie wiem, co się dzieje... Kiedy dostałam propozycje, to jednocześnie chciałam, żeby pozwolił mi się rozwijać i nie miał z tym kłopotu, ale chciałam również tego, żeby powiedział mi, że mam zostać, bo mnie kocha i nie wytrzyma beze mnie tyle czasu... A teraz? Wszystko się jakoś miedzy nami zaczęło rozchodzić... My już nawet nie rozmawiamy ze sobą codziennie, nie piszemy do siebie, a z widzeniem się to już kompletna klapa... Zmarnowałam chyba swoją jedyną szansę na miłość, Baśka...

Dalsza zabawa byłaby dla was obu udręką, więc wróciłyście do twojego mieszkania i momentalnie zasnęłyście razem w sypialnianym łóżku. Znów czułaś się tak, jakby był to pierwszy rok studiów, jakbyście mieszkały razem. Następnego dnia towarzyszy wam ból głowy. Dopiero po południu wyruszacie na zakupy, by zdobyć idealne kreacje na przyjęcie weselne oraz poprawiny. Takiego dnia pełnego śmiechu, luzu i najlepszej przyjaciółki obok było ci potrzeba. Uśmiech nie chciał zejść ci z ust nawet po zobaczeniu ceny, jaką zapłacić musiałaś za dwie kreacje. Dwa dni spędzone w towarzystwie Basi naładowały cię dobrym humorem i energią na ostatni miesiąc w Londynie. Podjęłaś decyzję, nie zostajesz w stolicy UK na pełen etat w redakcji. Wracasz do Polski. Wracasz do miejsca, gdzie naprawdę jesteś potrzebna.

- Daria, obiecaj mi, że nie pozwolisz na to, żebym to wszystko między wami się skończyło, słyszysz? - zaczyna podczas pożegnania na lotnisku. - Daria, obiecaj! - nakazuje.
- Obiecuję...



Karol.

Pierwszy wolny weekend, którego nie musisz spędzać na hali, ćwicząc nowe zagrania z Niko, wylewając siódme poty na siłowni, czy wreszcie rozgrywając kolejne pojedynki w Pluslidze. Przerwa jednego zespołu w czasie każdej kolejki meczów jest ci teraz potrzebna, aby wreszcie zająć się przygotowaniami do ślubu przyjaciela, gdzie masz być drugim najważniejszym mężczyzną. Do tej pory nie było na to czasu, z resztą nawet nie chciało ci się do tego zabierać. W końcu nawet głupie przeglądanie wspólnych zdjęć z Darią na pewno było lepsze od bezczynnego chodzenia po galerii. Te wszystkie pamiątki nie pozwoliły ci do tj pory zapomnieć i przestać kochać.

Zastanawiasz się ostatnimi czasy, dlaczego tamtej nocy wyszła bez pożegnania, dlaczego zwyczajnie uciekła, dlaczego nie chciała, byś odwiózł ją na lotnisko, pocałował gorąco i pozwolił lecieć? Może zwyczajnie bała się, że jej nie pozwolisz? Może bała się, że z tobą obok sama nie będzie potrafiła przejść przez odprawę, że nie wsiądzie do samolotu? A może zwyczajnie chciała w ten sposób zakończyć jakiś etap w swoim życiu? Wszystkie myśli cię przerażają i paraliżują swoją treścią. Masz już dość analizowania każdego słowa, masz dość wszystkiego. Nic nie sprawia ci radości i nie daje takiej radości, jak jej widok. Sam nie wiesz, co się wtedy z tobą dzieje, gdy jest po drugiej stronie monitora. Z jednej strony serce zaczyna wariować, z drugiej starasz się unikać jej wzroku, który przenika cię całego. Jest jak noktowizor, którego cholernie się boisz. Boisz się, bo widzisz w nim smutek.

Wrona przymierza właśnie swój ślubny garnitur, a pani krawcowa nanosi ostatnie poprawki, dzięki którym nawet na takim wielkoludzie szwy nie trzasną na plenach podczas schylania się. Radość, jaka od niego emanuje udziela się nawet tobie. Kiedyś, jak byłeś nastolatkiem, wyobrażałeś sobie, jakby to mogło być, gdybyś swój własny ślub miał wziąć w okresie Świąt Bożego Narodzenia, w czasie zimy, gdzie wokół byłoby pełno śniegu, biel sukni twojej przyszłej żony zlewałaby się z otoczeniem, u wszystkich gościłby uśmiech na twarzach. Byłoby tak pięknie, tak magicznie. Zazdrościsz Andrzejowi, swojemu najlepszemu przyjacielowi, który jest bardziej jak brat. A przecież sam mogłeś dzisiejszego dnia mierzyć garnitur, a za nieco ponad miesiąc stać na ślubnym kobiercu. Mogłeś jedynie nie pozwolić jej jechać. Ale czy bycie z kimś nieszczęśliwym dałoby ci szczęście?

- Karol, ty w ogóle mnie słuchasz? - przyjaciel wybudza cię ze snu pośród własnych myśli, gdy znajdujecie się wreszcie w jednym z gdańskich hoteli, gdzie ma odbyć się przyjęcie weselne. Dopiero co dowiedziałeś się, że Basia pochodzi właśnie z twojego ulubionego nadmorskiego miasta.
- Dobrze wiesz, że nie, więc po co pytasz?
- Ściągnij ją do Polski, albo sam do niej jedź, bo jeszcze chwila i nie będzie czego scalać. Zawalcz o swoje szczęście.

Samotność w mieszkaniu nie wzbudza już w tobie dziwnych reakcji. Przyzwyczaiłeś się, że wracając do domu, nikogo nie zastajesz, nikt na ciebie nie czeka. Nie czujesz już nawet smutku, widząc codziennie te same rzeczy w tych samych miejscach, bo przecież kto miałby je przestawić. Nie masz ochoty nawet na spotkania z kolegami z drużyny. Na nic nie masz ochoty, ani sił. Dziś jednak coś głęboko w sercu każe ci włączyć laptopa, zalogować się na Skype i czekać, aż Daria będzie dostępna o ustalonej rok temu porze. Spóźnia się parę minut, lecz dla ciebie nie ma to znaczenia. Krew zaczyna pulsować i krążyć w twoim ciele coraz to szybciej, temperatura ciała nieznacznie pnie się ku górze, uśmiech wkrada się na usta, w oczach pojawiają się silnie jarzące się ogniki. Serce zaczyna bić dla niej.

- Daria, ja już dłużej tak nie wytrzymam... - wyrzucasz wreszcie z siebie po kilkunastu minutach rozmowy. Widzisz, jak smutnieje, jak wesołe dotąd oczy tracą blask, jak unika twojego spojrzenia. - Nie wytrzymam w Polsce kolejnych dni bez ciebie, nawet jeśli do twojego powrotu został miesiąc. Proszę pozwól mi do siebie przylecieć, albo ty wróć do mnie. To jedyne rozwiązanie...
- Ja... Przecież wiesz, że nie mogę przylecieć, przecież ty masz sezon... Wiesz, że nie spełnię twojego oczekiwania. Kocham cię, ale nie mogę zrezygnować teraz, gdy pozostał jedynie miesiąc. Wytrwamy ten czas, słyszysz? - nic nie odpowiadasz, milczysz, spuszczasz wzrok. - Karol, proszę cię, powiedz, że wytrzymasz...
- Daria... Nie, ja już dłużej nie wytrzymam... Wyjścia są swa, albo ja lecę do ciebie, albo ty do mnie... Trzeciej opcji nie ma... Albo nie, jest... Oznacza, że to koniec...

Powiedziałeś to. Postawiłeś jej warunek. Chyba zawalczyłeś(?). Chyba... Nie jesteś pewien, czy na tym właśnie powinna polegać walka. W ogóle niczego ostatnio nie jesteś pewien. Ubierasz się, wychodzisz z mieszkania, wsiadasz do samochodu. Jedziesz do Warszawy, do rodzinnego domu. By choć na chwilę pozbyć się problemów, by poczuć się jak dzieciak, który wszystko ma podane na tacy, który o nic nie musi walczyć, o nic się starać. Chcesz być gówniarzem, by móc przeżyć swoje życie od nowa. W tym momencie jedynym ukojeniem i lekiem na zło są ramiona matki, która mimo późnej pory otworzyła ci drzwi, spojrzała na ciebie, rozłożyła swoje ramiona i pozwoliła stać się tym małym dzieckiem. Pozwoliła odciąć się od zaistniałej sytuacji.

~*~*~

Hejo :D
Wiem, zabijecie mnie (Kari zostawicie w spokoju, bo nie ma z tym szalonym pomysłem nic wspólnego ;) Trzymaj się i pamiętaj, że jestem :* ), ale w końcu to opowiadanie nie można by było nazwać moim, jeśli coś by się nagle nie schrzaniło ;P
Jeszcze dwa ;(((
Znów ta sama piosenka, bo jest ona genialna ;)
Zapraszam na świeżą Żądzę Dwunastą oraz na Aska.
Całuję,
Dzuzeppe :*

Ps. Niech wreszcie przestanie padać...
Ps2. Potrzebuję czasu, chciałby ktoś odsprzedać?
Ps3. Potrzebuję śmiesznego scenariusza zakończenia roku, a konkretnie scenek opisujących moją klasę :D Pomoże ktoś na Gadu?

niedziela, 11 maja 2014

Sobotnie 22.


Życie to podobno chwile ulotne. Momenty, które człowiek powinien zapamiętać, umieścić głęboko w sercu, aby po jakimś czasie móc spokojnie je wspominać. To takie wyjątkowe chwile, które sprawiają, że ma się ochotę iść dalej na przód. Godziny, które dodają sił do walki, do stawienia czoła przykrej rzeczywistości. Ulotność tych chwil jest przerażająca, ale własnie na tym polega sens istnienia człowieka na Ziemi, który sam jest jedną wielką ulotnością, kiedyś zniknie bez śladu w przestworzach kosmosu. Może to i prawda, a może jedynie ludzkie wymysły. Ulotność chwil spędzonych z Darią jest najgorszym przeżyciem, jakie mogło cię spotkać. Ulotność to katorga, na którą nie zasługuje nawet najgorszy zbrodniarz po to, aby uświadomił sobie, jak było dobrze do tej chwili. Ulotność, to uczucie, które już od pół roku ciągnie się w twoim życiu i nie chce za żadne skarby odpuścić. Ulotność chwili zaczyna powoli wypełniać każdą kolejną godzinę egzystencji na Ziemi.

Najgorsze są ulotne wspomnienia. Te, które są najlepsze, a tak szybko popadają w niepamięć, i pewnie gdyby nie mnóstwo wspólnych fotografii, to części już byś nie pamiętał. Właśnie dlatego od jakiegoś czasu każdy wieczór spędzasz tak samo. Siedzisz na sypialnianym łóżku, w ręku trzymasz butelkę wina, dokładnie takiego, jakie kochała, w tle codziennie gra ta sama płyta z waszymi ulubionymi piosenkami, które zwykliście słuchać w podróżach samochodowych, przed oczami masz stos zdjęć. Cholernie mocno brakuje ci jej obecności obok, ciepła ciała, które dotykałeś, malinowych ust, które całować mogły tylko ciebie, aksamitnego głosu, który tylko tobie szeptał "Kocham Cię, Sobotni", uśmiechu, który towarzyszył ci o poranku, kiedy to spędzała z tobą weekend. Brakuje ci dosłownie wszystkiego, co jakiekolwiek wspomnienia związane ma z Wasilewską. W końcu czas od ostatniego spotkania z każdą sekundą rośnie, a ponowne zdarzyć się może dopiero w wakacje. Skoro wytrzymałeś już pół roku, to zdołasz wytrzymać i drugie pół, kiedy to wróci po skończonym stażu. Przynajmniej masz nadzieję, że wróci.

- Z każdym dniem i kolejną rozmową widzę coraz to większy uśmiech na twojej twarzy.
- Jestem tu szczęśliwa - uśmiecha się do ciebie za pośrednictwem ekranu laptopa. Wygląda inaczej. Nie jest już tą wesołą, zwariowaną dziewczyną z długimi rozwianymi włosami, które niesfornie zaczynały się kręcić. Jest znacznie poważniejsza, skróciła włosy, zmieniła styl ubierania się. Jednym słowem zmieniła się. 

Święta Wielkanocne już jutro, więc przemierzasz dziesiątki kilometrów, żeby na czas dotrzeć do rodzinnego domu. Daria nie wróci do Polski na święta,  bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Ostatnio na nic nie ma czasu. Strasznie mocno za nią tęsknisz, chcesz znaleźć się obok niej choć na chwilę. Musisz ją pocałować, przytulić do siebie, wtulić się w zagłębienie szyi. Wariujesz. Matka od progu wita cię mnóstwem jedzenia, jednak na nic nie masz większej ochoty. Czujesz się wypalony. Po postnej kolacji ukrywasz się w pokoju, gdzie nikt nie zajrzy, nie krzyczy, nie zawraca ci głowy. Nie masz ochoty, by patrzeć na rodzinne szczęście, nawet wiedząc, że to również i twoje szczęście, że to również ty je tworzysz. Przed samym zaśnięciem znów myślisz jedynie o Darii. Znów przypominasz sobie, jak to było wam razem. Zamknięte oczy ułatwiają pracę wyobraźni, która choć na moment pozwala poczuć ci się tak, jakby Wasilewska była obok.


- Jedź do niej. - głos siostry wybudza cię z letargu już po Wielkanocnym śniadaniu.

- Przecież to nie możliwe. 
- Karol, kochasz ją? 
- Tak... Przecież nie mógłbym od tak przestać kochać kobiety swojego życia...
- Więc nie pozwól, żeby to życie ci się  nagle spieprzyło.

Rezerwacja biletów na wieczór, szybkie pakowanie walizki, krótka rozmowa z rodzicami. Jesteś gotowy do podróży. Tak bardzo ci jej brakuje, tak cholernie mocno chciałbyś ją już w tej chwili przytulić, tak mocno pocałować i nie wypuszczać ze swoich ramion. Lot samolotem ze słuchawkami w uszach jest katorgą, ale prowadzi do szczęścia, do najważniejszej kobiety w życiu, do własnego źródła szczęścia. Więc, kiedy czujesz ląd pod stopami oddychasz spokojnie, chwytasz walizkę i udajesz się pod adres, który podała ci kilka miesięcy temu. Jesteś ciekawy, jak zareaguje, czy będzie szczęśliwa, czy rzuci ci się w ramiona. Chyba musi, przecież kocha cię tak samo jak ty ją, ty byś tak zrobił. Płacisz za kurs, wchodzisz na trzecie piętro jednej z londyńskich kamienic, odszukujesz drzwi numer 13, pukasz. Nie otwiera, nie ma jej, mogłeś zadzwonić, uprzedzić. Ale przecież ty ją kochasz, więc powinna tu być, przecież jest późno...




Daria.

Pierwsze święta, których nie spędzasz razem z dziadkami w Krakowie, pierwsze święta, kiedy jesteś zupełnie sama, pierwsze święta, kiedy tak bardzo brakuje ci bliskości drugiej osoby, brakuje ci Karola. Nawet nawał obowiązków w redakcji nie jest w stanie wynagrodzić ci tęsknoty, która nie maleje z mijającymi kolejnymi dniami. Nawet bezpośredni kontakt z dziedziną sportową w pracy nie daje ci przyjemności, takiej jak dawało samo oglądanie meczy Karola na żywo w Energii, gdy siedziałaś w jego koszulce i zawzięcie kibicowałaś Skrze. Chciałabyś wrócić teraz do tamtych chwil. Chciałabyś jeszcze raz przeżyć magiczną "Sobotnią Noc" z Karolem. Chciałabyś może zwyczajnie mieć go obok? Chciałabyś przytulić się teraz do niego i zasnąć u jego boku. Możesz jednak przytulić się do poduszki, zamiast jego torsu, możesz wąchać zapach jego starego swetra, niż zapachu żelu pod prysznic na jego nagim ciele. Możesz jedynie widzieć go w swoich snach.

- Skoro zostajesz w Londynie na święta, to wpadnij chociaż do firmy na kolację. Będą ci, którzy są w podobnej sytuacji, co ty, czyli nie mają tu nikogo bliskiego. 

Propozycja szefowej wybawia cię od bezsensownego wgapiania się w telewizor w Niedzielny Wielkanocny wieczór. Pamiętasz, jak u dziadków zawsze wtedy zasiadaliście wszyscy na kanapie przy rozgrzanym kominku i cieszyliście się swoją obecnością. Pokochałaś te chwile do tego stopnia, że uparłaś się, by w przyszłości sama zasiadać z rodziną w takim właśnie miejscu. Marzysz o tym, by zasiąść wtedy w fotelu razem z Karolem z lampką dobrego wina w dłoni, by patrzeć na bawiące się wasze małe szkraby. Może nie powinnaś wyjeżdżać, może to jest odpowiedni moment na dziecko, może to była właśnie twoja szansa na szczęście? Czasu jednak już nie cofniesz, nie masz takich mocy. Musisz dokończyć staż i wrócić tak, gdzie naprawdę chcesz żyć i u czyjego boku. Na razie jednak ubierasz się elegancko i ruszasz na firmowe przyjecie.

- Pan przy barze oferuje pani swoje towarzystwo i przepysznego drinka - głos kelnera wybudza cię z własnych myśli, kiedy to po kolacji udajesz się do klubu.
- A czy pan przy barze sam nie może mi zwyczajnie zaproponować drinka? - odpowiadasz płynnym angielskim, uśmiechając się do młodego chłopaka.
- Pan przy barze właśnie zmaterializował się obok pięknej pani na kanapie - słyszysz przyjemny męski głos, a obok zasiada przystojny mężczyzna, który pracuje w innym dziale redakcji. - Więc mogę liczyć na przyjęcie mojej propozycji?
- Chyba nie mogę odmówić...

Nie poznajesz sama siebie. Od półtora roku nie zachowywałaś się tak, jak robisz to w tej chwili. Swobodnie flirtujesz z niejakim Peterem, uśmiechasz się kokieteryjnie do jego osoby, mrugasz rzęsami. Zachowujesz się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy miałaś poznać Karola. Jesteś pewną siebie kokietką, a nie jego malutką Darią, którą stałaś się przy nim. Przez głowę przelatuje ci tysiąc myśli na sekundę, ale wszystkie je odrzucasz od siebie i ruszasz na parkiet razem z szatynem. Pozwalasz mu, by przy wolnej piosence przyciągnął cię do swojego torsu, by położył swoje dłonie na twoich plecach, by jego twarz utonęła w twoich włosach. To paradoksalne, ale dziwnie czujesz się przy mężczyźnie wyższym od ciebie w szpilkach o jedynie dziesięć centymetrów. Jesteś przyzwyczajona do przytulania się do wielkoluda, do jego dotyku i jego cichego szeptania kolejnych słów piosenki. Nie chcesz tandetnej podróby swojego ideału, nie chcesz nawet wiernej kopii. Chcesz Karola. Tu i teraz. Natychmiast.

Wybiegasz z klubu, nie patrząc nawet na to, czy zostawisz tam parasol, pełną torebkę, czy może jedynie apaszkę. Nie obchodzi cię w tym momencie nic, oprócz tego, by wrócić do domu i wybrać ten jeden numer do tej wyjątkowej osoby. Nie zwracasz uwagi na strugi deszczu, które spadają na twoją drobną sylwetkę. W końcu ściągasz ze stóp buty, chwytasz je w dłonie i dalszą drogę przemierzasz na boso. Nawet przejeżdżający samochód, który ochlapuje cię wodą, nie jest w stanie spowodować, żebyś przestałą płakać. Sama już nie wiesz, która kropla spływająca po twarzy jest łzą, a która tylko wodą. Wreszcie docierasz do celu, udaje ci się pokonać schodki prowadzące do mieszkania. Podchodzisz do drzwi, wyciągasz klucze z torebki, przekręcasz zamek. Nie spodziewasz się tego, że ktoś jest za tobą, że ma ochotę przytulić cię z całych sił, że jego usta są tak bardzo spragnione twoich.

- Wesołych Świąt Wielkanocnych kochanie... - kładzie swoje dłonie na twoich ramionach, powodując twoje natychmiastowe odwrócenie się. - Musiałem przylecieć...
- Karol, przepraszam... - wybuchasz głośnym płaczem, a on o nic nie pyta, niczego nie oczekuje. Chwyta cię za rękę, wyciąga walizkę do środka, zdejmuje z ciebie przemoczone ubrania, w zamian dając swoją bluzę. Odnajduje twoją sypialnie, niesie cię tam na rękach. Nie odzywa się, chyba nawet nie patrzy. Ty za to bacznie go obserwujesz, gdy chodzi po niewielkim pomieszczeniu tak, jakby zbierał się do powiedzenia czegoś okropnie ważnego dla waszego wspólnego życia. Boisz się. Boisz się, że uczucie zacznie cię ranić, że miłość stanie się katorgą. Boisz się, że to wszystko straciło sens...
- Obiecaj, że nic się między nami nie zmieni, Daria...



~*~*~

Witamy :*
Jest nam przykro, że jest was coraz miej, ale rozumiemy. ;)
Koniec coraz bliżej.
Przepraszamy za opóźnienie, ale obie nie mamy głowy do pisania czy też czytania.
Mamy pytanie. Co sądzicie o piosence? Nadaje się? (pyta Dzuzeppe z kolejnym nierealnym pomysłem :P )
Pokażcie nam, że jednak jesteście i chcecie dowiedzieć się, co przygotowałyśmy dla naszych Sobotnich poprzez skomentowanie tego rozdziału  ;)

Całujemy, ściskamy, kochamy :*
Udanego tygodnia!

Żądza Jedenasta  /  Grześ #13  /  Pytania?

Ps. Przepraszam za błędy ;/

sobota, 3 maja 2014

Sobotnie 21.


Ostatnie miesiące zleciały tak szybko, że nawet nie zdążyłeś dobrze zorientować się, w jakim tempie biegnie czas i nacieszyć Darią przez te kilkanaście tygodni. Najpierw powrót na siatkarski tron mistrzowski ze Skrą, potem początek zgrupowania kadry i pierwsze mecze kwalifikacyjne, krótkie wakacje spędzone z Wasilewską we Włoszech, w końcu przygotowania i sam turniej polskich Mistrzostw Świata. Na wiele rzeczy nie mogłeś nawet zwrócić uwagi, choć ogromnie byś tego pragnął. Raniłeś bliskich, a szczególnie Darię, która ze wszystkim musiała radzić sobie sama. Chyba nie zdziwiłbyś się nawet, gdyby przyszła kiedyś do ciebie, powiedziała, że ma dosyć i wyszła z twojego mieszkania już na zawsze. Czujesz, że możesz na to zasługiwać. Czujesz, że ostatnimi czasy coś się zmieniło.

Początek października i powrót do szarej rzeczywistości nie jest radosny. Nie czekasz z utęsknieniem na kolejny trening, a męczysz się. Może sytuacja odrobinę przypomina tę sprzed roku. Ale tylko odrobinę. Nadal jesteś szczęśliwy, nadal kochasz Darię, nadal to z nią chcesz spędzić resztę swojego życia, nadal jest tą kobietą, która sprawiła, że Karol Kłos przestał być wyrośniętym chłystkiem, a stał się mężczyzną, który wie, czym jest prawdziwa, magiczna miłość. Czym jest sobotnie zauroczenie. Wychodzisz z ostatniego w tygodniu treningu, wzrokiem szukasz samochodu na parkingu. Widzisz czyjąś postać, a po dosłownie kilku sekundach ten wyjątkowy uśmiech kierowany w twoją stronę utwierdza cię w przekonaniu, że mogła być to tylko Ona. Podchodzisz, obejmujesz w talii, patrzysz głęboko w oczy. Nie widzisz w nich tej bezgranicznej radości, a strach. To cię paraliżuje.


- Kocham Cię, Daria - składasz pocałunek na jej spierzchniętych wargach. 

- Zjedzmy dziś razem wyjątkową kolację... 
- Nie chciałaś nigdy wcześniej wychodzić do restauracji...
- I teraz też nie chcę... Zrobię coś u ciebie w mieszkaniu, ale najpierw jedziemy na zakupy.

Tylko ona potrafi sprawić, że poprzez jedno słowo od razu się uśmiechasz. Kręci się miedzy pułkami w supermarkecie, ciebie jedynie obchodzić ma koszyk, który pchasz, oraz to, aby być tuż za nią. Nie patrzysz nawet na to, co ląduje na dnie. Patrzysz jedynie w jej postać, która jakby jaśniała na tle kolorowych produktów. Jest jak gwiazda na zachmurzonym niebie, jak słońce wyglądające w pochmurny dzień, jak światło świecy podczas burzy, jak świetlik ciemnego wieczoru. Podążasz za nią krok w krok, orientując się dopiero przy kasie, że czas zapłacić. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła ci wykładu o równouprawnieniu oraz o tym, że to był jej pomysł. Jej głos tłumisz pocałunkiem, podając kasjerce odpowiednie banknoty. Dziewczyna wychodzi pierwsza z jedną torbą z zakupami, a ty zaraz za nią. Wiesz, że jest zła. Ale taką też ją kochasz.


Od razu znika w aneksie kuchennym, a tobie zakazuje pokazywać się jej na oczy. Nie stosujesz się jednak do polecenia i już po chwili siedzisz na wysokim krześle i przypatrujesz się swojemu szczęściu, które ma zaczerwienione policzki z powodu złości na ciebie. W tle słychać głos wokalisty grupy Coldplay, do której muzyki przekonała cię właśnie Wasilewska. Polubiłeś słuchać połączenia radości, smutku, wiary i miłości we wrażliwej kompozycji. Niekiedy jest ci trudno. Tak bardzo brakuje ci w takich chwilach Darii, która nadal mieszka w Warszawie. Teraz jest idealnie. Taki widok mógłbyś mieć codziennie przed swymi oczyma. Przygotowujesz stół, bo przynajmniej na to ci pozwoliła, nazywając kuchennym nieudacznikiem. Już nie raz to słyszałeś, w końcu ktoś tu zdołał zakopcić całe mieszkanie, smażąc naleśniki na niedzielne śniadanie, które w końcu zjedliście w McDonaldzie.


- Dostałam propozycję pracy... - wiedziałeś, że coś od momentu, gdy pojawiła się w Bełchatowie, zaprząta jej głowę.

- Przyjęli cię do Polsatu? - cieszysz się.
- Nie, Karol... Dostałam propozycję pracy za granicą...


Nie zdawałeś sobie sprawy, że taki moment kiedykolwiek nastąpi, że będziesz przeszkodą w rozwijaniu jej kariery. Nie liczyłeś się z tym, bo przecież to ty jesteś tym sławnym, wielkim siatkarzem, to ty jesteś stworzony do opuszczania bliskich. To powinna być twoja rola. Od teraz wszystko się zmieni. Nie będzie jej na każdy telefon, na wyciągnięcie ręki i ruszenie się do Warszawy czy każdego innego miasta. Nie będzie jej w Polsce. Niejako zniknie z twojego życia. Od zawsze byłeś świadom tego, że miłość to wyrzeczenia, kompromisy, cierpienie. Jednak nigdy nie myślałeś, że sama myśl o tym, że możesz ją stracić na nieokreślony czas, może tak bardzo boleć, może zadawać tyle cierpienia. Jedno jest pewne. Nie możesz stać na jej drodze do kariery i zabraniać się rozwijać. Musisz odpuścić. Musisz pozwolić jej wyjechać.




Daria.

Wiedziałaś, że kiedyś musisz mu powiedzieć. Czas, który biegł nieubłaganie nie był twoim sprzymierzeńcem, a wrogiem, którego musiałaś pokonać, mówiąc mu prawdę. Już od tygodnia próbowałaś powiedzieć mu o wygranym konkursie. Jednak zawsze brakowało ci odwagi, bo przecież przez telefon takich rzeczy się nie mówi. Cholernie boisz się tego jak zareaguje. Talerze powoli stają się puste, więc pora zacząć. Nieważne, że od tej rozmowy może zależeć bardzo dużo. Musisz mieć to już za sobą. Musisz przyjąć na przysłowiową klatę to, co usłyszysz. Głęboko w sercu masz nadzieje, że nie pozwoli ci wyjechać, ale przecież jesteś mocną kobietą. Musisz rozwijać się zawodowo, a już na pewno nie dasz się zakuć w obrazek szczęśliwej pani domu. To do ciebie mimo wszystko nie pasuje.

- Dostałam propozycję pracy... - wyduszasz wreszcie z siebie.
- Przyjęli cię do Polsatu? - uśmiech na jego twarzy rani twoje serce. Krzywdzisz go, choć tak mocno chciałaś tego uniknąć. 
- Nie, Karol... Dostałam propozycję pracy za granicą... - wiedziałaś, że te słowa będą najgorsze. Nie spodziewałaś się jednak tego, że jego oczy tak nagle stracą blask. Stają się takie pozbawione jakichkolwiek emocji. Tak, jakby umarły, jakby straciły sens patrzenia na świat. Tak mocno cię to boli. 

Nienawidzisz takiej głuchej ciszy, która właśnie zapanowała między wami. Dotąd taka sytuacja zdarzała się bardzo rzadko. Przecież mogliście rozmawiać ze sobą o drobnostkach, byleby słyszeć na wzajem swój głos. Cisza jest najgorsza. Nigdy nie potrafiłaś przewidzieć, co może oznaczać, więc tak samo i teraz siedzisz jak na szpilkach w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowa Karola. Jak na złość nawet muzyka przestałą grać. Słychać jedynie krople deszczu uderzające w szyby okien. Wszystko wydaje się takie, jakby na moment zamarło. Kolory zaczynają się rozmazywać, światło zaczyna świecić mniej wyraziściej, powoli wszystko staje się ciemne, tak jakbyś stała za szkłem, jakbyś widziała jedynie sercem.

- Daria, ja... Przepraszam - mówi, wstaje od stołu, ubiera się i wychodzi z mieszkania. Podobno łzy czasami są lekiem na całe zło, prawda?

Zostajesz zupełnie sama w przytłaczającym cię mieszkaniu. Gasisz wszystkie światła, wyłączasz telefon. Chcesz być sama, chcesz myśleć. Ale na usiłowaniu wszystko się kończy. Nie umiesz zwyczajnie zamknąć oczu i nie widzieć jego smutnych tęczówek, które zawsze świeciły jasnością. Siedzisz skulona w kącie sypialni, patrzysz na ciemny Bełchatów przez balkonowe drzwi. Przecież miło być inaczej. Coraz to nowe pytania nasuwają ci się do głowy. Jak zareaguje? Co powie? Czy pozwoli ci jechać bez żadnego sprzeciwu. Miłość jest głupia. Przytłacza cię tak bardzo, jak mocno kochasz. Miłość to coś pięknego, ale tylko wtedy, gdy nie ma problemów. Tak naprawdę "kochanie" to ciągła walka o przetrwanie, to ciągłe wyrzeczenia, to wszystkie chwile razem wzięte, to uczucie, które jednocześnie dodaje siły, by po chwili całkowicie ją odebrać. To takie dwie dziwne sprzeczności, radość i smutek, które jedynie razem pozwalają powiedzieć, że jest się zakochanym, że się prawdziwie kocha. Ciebie dopada ta druga faza, gdy cierpisz. Z własnej głupoty.

- Daria? - nic nie mówisz, wiesz, że i tak cię znajdzie. Siada obok na podłodze, bierze dłonie w swoje ręce, patrzy prosto w oczy. - Poradzimy sobie, Kotek... Jedź... Wszystko sobie jakoś ułożymy... Kocham Cię, Skarbie - nie orientujesz się, czy płacze, czy może zwyczajnie zmienił mu się głos. Zdajesz sobie sprawę, jakim jest wspaniałym mężczyzną, jak przeraźliwie mocno go kochasz.

Podnosi twoje ciało z podłogi, podchodzi do łóżka, po czym układa w miękkiej pościeli. Pragnie się z tobą kochać. Tak wyjątkowo, jedynie w swoim rodzaju, tak intymnie i uczuciowo, tak, jakby jutro miało nie istnieć, jakby ta noc była ostatnią, jakby wszystko dookoła zaczęło kręcić się w kółko, jakbyście byli w samym centrum miliona uczuć, które w tym momencie unoszą się w powietrze razem z waszymi pomrukami i jękami zadowolenia. Pewnie ta chwila zaraz pryśnie jak jakaś bańka mydlana, pewnie wszystko skończy się szybciej niż byś chciała, pewnie będzie boleć, pewnie będziesz płakać, pewnie każda kolejna noc będzie nieprzespana, pewnie stracisz kiedyś siły, pewnie wydarzy się jeszcze multum rzeczy, o których nie masz teraz pojęcia, ale jedno jest pewne, już nigdy nie przestaniesz kochać tego chłopaka, który jest inny od wszystkich mężczyzn, tę "Wesołą Blondyneczkę", tego człowieka, który tak wiele dał ci prosto ze swojego serca, który ci je oddał.

- Tylko dlaczego, jeśli mnie kochasz, pozwalasz mi odejść?

Jeden cichy szept, jedno skrzypnięcie jasnych paneli, jedna zostawiona apaszka, jedne perfumy w szafeczce przy lustrze, jedno z ostatnich spojrzeń, jeden ostatni pocałunek, jedno "kocham Cię", jedyna i wyjątkowa miłość. Wychodzisz z mieszkania nad ranem, zostawiasz mu jedynie kartkę, że wyjeżdżasz do Anglii. Nie liczysz już kolejnych kropli łez, które bez chwili zatrzymania spływają po twoich policzkach. Miało być inaczej!


~*~*~

Przepraszam, sama płakałam, jak pisałam...
Widzicie, życie nawet to w tych najlepszych bajkach czasami kolorowe nie jest. 

Również i u Darii oraz Karola coś może się popsuć.
Nie chcę nic spekulować, ale chyba powoli zbliżamy się do końca. 


Kari dziś nie ma, bo bidulka przygotowuje się do matur. :/
Dlatego właśnie życzę zarówno jej, jak i naszym czytelniczkom - maturzystkom powodzenia :D

Niech jedynym zmartwieniem będzie brak czarnego tuszu w długopisie ;P
Pewnie jesteście ciekawe, co będzie dalej?
Nie przejmujcie się, jak też :P
Już za tydzień będziemy wiedzieć więcej ;)


Pozwolę sobie wrócić do wczorajszego nowego rozdziału na Pożądaniu.
Dziewczyny jak na razie tylko jedna z was jest blisko ze swoimi przypuszczeniami tego, co się wydarzy. Dawajcie swoje propozycje w komentarzach ;)


Macie jakieś pytania? Zapraszam na Ask :D

Trzymajcie się :D

PS. Jeśli wszystko pójdzie dobrze i złapię łączność z Maniek do jutra, to w poniedziałek, albo i jutro w godzinach nocnych powrócimy z Grzesiem, Olą i Olimpią ;)