sobota, 29 marca 2014

Sobotnie 19.

Daria.

Od ostatnich wydarzeń minął miesiąc. Kilka dni temu znów byłaś w Krakowie, żeby w dniu Wszystkich Świętych iść razem z dziadkami na grób mamy i zapalić na nim kilka świeczek. Zawsze kupowałaś znicz z Aniołem, bo to on najbardziej paskował do twojej matki. Dla ciebie zawsze była aniołem. Czuwała przy tobie, gdy leżałaś w jednym z warszawskich szpitali z wysoką gorączką i szeptałaś jej, że nie chcesz umierać. Wiesz, że w każdej chwili życia jest z tobą i czuwa, patrząc z nieba. Te kilka dni w Krakowie pomogły ci zgromadzić więcej informacji o ojcu. Jeszcze raz porozmawiałaś z babcią, która podała ci adres, gdzie w przeszłości mieszkał. Pokazała ci również inne wspólne zdjęcia, które do tej pory były przez nią skrywane.

Trudno uwierzyć ci w to, że w najbliższym czasie możesz spotkać swojego tatę. Pierwszy raz poznasz człowieka, o którym zawsze marzyłaś, którego mimo starań dziadka bardzo ci brakowało. Kompletnie nie wiesz, co powiesz mu w momencie pierwszego spotkania. Nie wiesz nawet, jak mogłabyś tę rozmowę zacząć. Cieszysz się ogromnie, że w tej trudnej sytuacji wspiera cię Karol, który z niczym na ciebie nie naciska, a zwyczajnie jest obok wtedy, gdy tylko może, a kiedy ty go potrzebujesz. To dla ciebie znaczy więcej, niż tysiąc zwykłych słów, które przez ten miesiąc wypowiedziała do ciebie Baśka. Zdecydowanie wolisz zwyczajnie siedzieć przytulona do niego na kanapie w ciszy, niż słuchać głosu przyjaciółki, która chce ci pomóc, jednak tego nie potrafi. Wiesz, że robi wszystko, by cię podtrzymać na duchu, ale ty najlepiej radzisz sobie wtedy, gdy to młody środkowy jest przy tobie.

Za kilka minut również zawita w twoich skromnych progach, by zabrać cię gdzieś. Za nic w świecie nie chciał powiedzieć ci wcześniej, gdzie dokładnie się wybieracie i po co. Usłyszałaś jedynie, że nie masz się o co martwić. Od samego rana chodzisz jakaś poddenerwowana, mimo że spokojnie można powiedzieć, że wszystko wróciło do normy. Zwyczajnie przeczuwasz, że może stać się coś złego, coś nad czym możesz nie mieć zwyczajnie kontroli. Niemoc w takich sytuacjach jest najgorsza. Przez okno balkonowe widzisz już jego samochód, który parkuje przed kamienicą, a twój telefon zaczyna wibrować. Odbierasz, mówiąc szybko, że już schodzisz, ubierasz się i opuszczasz mieszkanie. Zbiegasz wesoło po schodach, wychodzisz z budynku i widzisz go nonszalancko opartego o pojazd. Z uśmiechem podchodzisz do niego i całujesz w policzek.

- Gotowa?
- Tak... Stęskniłam się za tobą, Karol... - wtulasz się w jego kurtkę, wdychając przyjemne perfumy. Po chwili obejmuje cię ramionami i jeszcze mocniej do siebie przyciąga.
- Ja za tobą też, Sobotnia...

Siedząc z nim w aucie, czujesz niepewność i lekki strach. To dla ciebie zupełnie nowe uczucie w obecności siatkarza. Szybko odpychasz je od siebie, rozpoczynając wesołą pogawędkę z chłopakiem na temat jego charytatywnych akcji. Uwielbiasz, gdy się śmieje, gdy na jego twarzy goszczą dwa ledwo zauważalne dołeczki, gdy z jego oczu bije ciepło. Jest wtedy taki twój, taki idealny, taki Sobotni. Kłos wreszcie parkuje pod jednym z domów jednorodzinnych znajdujących się po prawobrzeżnej stronie Warszawy. Wysiadasz z samochodu, stajesz obok Karola przed furtką i patrzysz na niego pytająco. Oj jedynie naciska dzwonek, a już po chwili przedstawia cię dwójce starszych od was ludzi. Nie wiesz, co knuje, gdy wychodzi do ogrodu, by porozmawiać na osobności z mężczyzną. Wiesz jedynie, że kobieta przygląda ci się.

- Chyba teraz możemy już spokojnie porozmawiać... - obaj panowie pojawiają się w salonie, a Karol zaczyna mówić dalej.




Karol.

- Panie Krzysztofie, to wszystko, co powiedziałem, jest prawdą... Daria musi odnaleźć swojego ojca, musi poznać prawdę, tak samo jak i pan poznał ją po części teraz... Pozwoli mi pan na to, żebym jej powiedział? - chowasz jedno ze wspólnych zdjęć rodziców Darii do portfela i wyczekujesz odpowiedzi.

- To zniszczy wszystko to, co zbudowałem razem z Anią...
- Ale to może oddać panu córkę... Proszę... - po chwili zawahania kiwa lekko głową i idzie za tobą do środka. Siadasz spokojnie obok Darii, chwytasz jej dłoń i zaczynasz. - Chyba teraz możemy już spokojnie porozmawiać... Daria masz może ze sobą zdjęcia mamy z twoim ojcem? - pytasz delikatnie.  Czujesz się zupełnie jak nie ty. Chyba jako jedyny jesteś opanowany i wiesz, co powiedzieć. - Pokaż mi te zdjęcia... 
- Karol o co chodzi? - wpatruje w twoje oczy, chcąc uzyskać odpowiedź, jednak jedynie mówisz, żeby ci zaufała. 
- Panie Krzysztofie, to jest Iwona Wasilewska, mama Darii. Znał ją pan? 
- Kochanie, co się tu dzieje?  Karolu o czym ty mówisz? - zdezorientowana matka twojego przyjaciela dołącza się do rozmowy.
- Zaraz się pani dowie... - przytulasz Wasilewską do siebie i zaczynasz wreszcie mówić to, czego dowiedziałeś się za pośrednictwem swojego własnego ojca. - Daria, to jest twój tata... - wypowiadasz cicho, patrząc na reakcję obu kobiet. Spodziewasz się wszystkiego. Wielkiej awantury, płaczu, potłuczonej całej świątecznej zastawy. Ale w najdziwniejszych wyobrażeniach przez myśl nie przeszło ci to, że jedna z nich wyjdzie do ogrodu, a druga będzie tępo wpatrywać się w ojca, którego dopiero co poznała. Jedno jest pewne. Mężczyzna nigdy do końca nie zrozumie kobiety.

Daria siedzi nieruchomo. Jej usta jedynie drżą nieustannie, jakby chciała cokolwiek powiedzieć, a nie mogła. Przyciągasz ją jak najbliżej siebie, pozwalając, by wreszcie mogła się otworzyć. Po chwili dosiada się do was pan Krzysztof, a Daria niepewnie chwyta jego dłoń. Czujesz, że właśnie w tym momencie odzyskała ojca, którego nigdy nie miała przy sobie. To wyjątkowa chwila, więc chcesz zostawić ich samych, jednak dziewczyna ci na to nie pozwala. Moment później pierwszy raz wtula się w swojego ojca. Teraz pozwoli ci odejść. Zabierasz swoją kurtkę z przedpokoju i wychodzisz z dużego domu. Masz zamiar iść do swojego samochodu i to tam poczekać na dziewczynę, jednak zdajesz sobie sprawę, że w ogrodzie siedzi sama matka twojego przyjaciela. Idziesz tam i zastajesz ją siedzącą pod kocem na dużej, drewnianej huśtawce.


Podchodzisz bliżej, siadasz obok i czekasz aż sama zacznie cokolwiek mówić. Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak jest jej ciężko. Mogłeś to wszystko powiedzieć w innych okolicznościach i jakoś ją do tego przygotować, jednak chęć spowodowania szczęścia u Darii byłą większa. Kobieta nawet na ciebie nie zerka, nie płacze. Zwyczajnie siedzi i wpatruje się w dal. Irracjonalne jest to, że to właśnie ty w tej chwili z nią siedzisz, że nie krzyczy na ciebie. Zastanawia cię jej reakcja, jednak nie masz odwagi, by o to zapytać. Po dłuższej chwili zaczyna robić ci się zimno. W końcu październik nie jest najlepszym miesiącem do tego, żeby przesiadywać na dworze. Masz zamiar wstać, ale dłoń pani Ani cię zatrzymuje. Prosi cię, byś jeszcze na chwilę usiadł. 


- Pewnie jesteś ciekawy, dlaczego nawet nie płaczę, prawda? - kiwasz delikatnie głową, bo tak właśnie jest. - Wypłakałam się wtedy, te ponad dwadzieścia lat temu. Wiedziałem o jego romansie. Sam mi o tym powiedział, bo chciał być szczery... Krzysztof był skłonny do tego, żeby zostawić mnie i Andrzeja, by być z Iwoną. Poszłam wtedy do niej, pokazałam wspólne zdjęcia... Okazało się, że nie wiedziała nawet o naszym istnieniu. Następnego dnia powiedział mi, że wyjechała, że zostawiła go. Po kilku miesiącach wszystko wróciło do normy. Byliśmy znów szczęśliwi... Jednak po jakimś czasie matka Darii przysłała mi jej zdjęcie. Była taka malutka, taka niewinna... To przeze mnie nie miała ojca... Teraz boję się jedynie, że Iwona nawet zza światów odbierze mi Krzyśka... Boję się tego, że mnie zostawi, powie, że mnie nigdy nie kochał... Dlatego wtedy spaliłam to zdjęcie, ukryłam wiadomość, że ma córkę...

- Niech się pani przestanie bać... - słyszysz nagle za sobą głos Darii, która przysłuchiwała się całej rozmowie. - Mój ojciec to panią kochał i z pewnością nadal kocha... Mojej matki nawet wtedy nie szukał. Odpuścił. A wie pani dlaczego? Bo to z panią miał dziecko, bo to panią kochał, bo to pani była mu pisana... - po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. Podchodzisz do niej, chcesz przytulić, ale odpycha cię. - Nie odbiorę go pani... Ja chcę go tylko poznać... Chcę dowiedzieć się, jak to jest mieć ojca... - teraz sama wtula się w ciebie.
- Daria... - kobieta podchodzi do was obojga. - Ja przepraszam... 
- Niech pani nie przeprasza. Musiała pani walczyć o swoją rodzinę... Rozumiem to. Ja pewnie postąpiłabym dokładnie tak samo... - odsuwa się od ciebie i staje na przeciw żonie swojego ojca, a ty znów nie wiesz, co wydarzy się za sekundę. - Niech mi pani jedynie pozwoli być jego córką...
- Jesteś jego córką... Nie będę się niczemu sprzeciwiać...

Teraz to właśnie doznajesz szoku. Po raz kolejny dzisiejszego dnia głupiejesz,  całkowicie paraliżuje cię widok kobiet, które jeszcze przed chwilą stały po dwóch stronach barykady, przytulają się do ciebie, wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem. Dopiero przybycie zdezorientowanego ojca twojego przyjaciela sprowadza cię do żywych. Widzisz obrazek trójki ściskających się osób, a twoje oczy powoli robią się wilgotne. Kierowany dziwnym impulsem podchodzisz do nich i obejmujesz swoimi szerokimi ramionami. Mimo wszystko jesteś z siebie dumny, a twoje serce przepełnia radość, że uszczęśliwiłeś kobietę swojego życia.


- Karol, dziękuję... - Daria wspina się na palce i muska delikatnie twoje usta. - Dziękuję, że odnalazłeś mojego ojca.

- Musiałem. Kocham cię...
- Wiem o tym.
- Skąd?
- Wtedy, we śnie, szeptałeś mi to prosto do ucha.


~*~*~

Kari: Jak Wam się podoba? Kolejny raz sytuację ratuje Dzuzeppe, za co jestem jej ogromnie wdzięczna :* Buziaki :*

Dzuzeppe: Ja tak sobie myślę, że jakoś dziwnie będzie mi się pożegnać z Sobotnimi, więc jeszcze trochę tu się po dzieje :-D
Poznaliście oficjalnie tatę Darii i całą tą historię z przeszłości. Widzicie, że mama Andrzeja musiała walczyć o swoje szczęście, a młoda Wasilewska wszystko jej wybaczyla. Jak myślicie, jak się dalej ich losy potoczą? 
Całuję :*

Zapraszam:

  /  Żądza Siódma.   /  Pytania?  /  Grześ, Ola, Olimpia #11  /  Tchnienie życia.  /

Ps. Chyba pierwszy raz od niepamiętnych czasów rozdział czekał na publikację, a nie publikacja na rozdział :D
Ps 2. Kto wybiera się do Bełchatowa na mecze półfinałowe z Jastrzębskim? Spotkam się z kimś? :D

sobota, 22 marca 2014

Sobotnie 18.

Daria.

Od tygodnia już siedzisz w Krakowie i nawet nie myślisz o tym, żeby spakować resztę swoich rzeczy do walizki i ruszyć do Warszawy, gdzie właśnie rozpoczął się rok akademicki. Zwyczajnie przestało ci na tym zależeć. Z resztą i tak jesteś w stanie nadrobić nawet i miesięczne zaległości. Jeszcze jeden tydzień w tą czy w tą różnicy ci nie zrobi. Nie jesteś w końcu pilną studentką pierwszego roku. Warszawa stała ci się zupełnie obca, mimo że mieszkasz tam od urodzenia. Dzięki temu wszystkiemu, co cię spotkało, zrozumiałaś, że zwyczajnie jesteś w tym mieście sama, bo nawet Basia ma swoje życie i nie jest dostępna ci przez cały czas. A ty właśnie kogoś takiego potrzebujesz. Kogoś bliskiego, kto będzie z tobą 24/7. Będzie zawsze.

Przechadzasz się właśnie brzegiem Wisły, gdzie spędzałaś kiedyś całe wakacje razem z córką sąsiadki dziadków.Wtedy liczyło się jedynie to, żeby mama nie dowiedziała się, o której wróciłaś i co z kim robiłaś. To był zupełnie inny świat, do którego z wielką chęcią byś wróciła. Szkoda, że nie masz takiej mocy. Nie możesz przenieść się w czasie. Nawet o te kilka dni. Siadasz na jednej z ławek z widokiem na Wawel, do twoich uszu docierają ostre brzmienia Metalicy, w której piosenkach zakochałaś się w liceum. Nie liczą się dla ciebie biegające wokół małe dzieci, cieszące się z wolnej od szkoły soboty; nie liczą się ćwierkające ptaki, szykujące się powoli do podróży do ciepłych krajów; nie liczy się płynący coraz szybciej czas, który drastycznie gna do przodu. Jedynie ty stoisz w miejscu, które powoli zaczynasz nienawidzić.

Późnym popołudniem wchodzisz na strych. Sama nie wiesz nawet po co, ale może brakuje ci matki, a w tym miejscu są jej rzeczy, których nie byłyście w stanie z babcią wyrzucić. Podchodzisz do skrzyni, gdzie jest masa wspólnych zdjęć z różnych okoliczności. Rozsypujesz je na podłodze, siadasz wśród nich i przeglądasz każdą fotografię po kilka razy. Wszystkie zdjęcia ułożone chronologicznie. Twoi dziadkowie z twoją mamą i dwoma wujkami na rodzinnej fotografii. Twoja rodzicielka na weselach braci. Aż wreszcie i ty jako mały szkrab leżący w białej kołysce. Wspólne zdjęcia z mamą. Momenty ze szkoły uwiecznione na kawałku papieru. Cała historia twojej rodziny opisana na kilkuset zdjęciach. Składasz powoli wszystkie do pudełka i chowasz na miejsce. Twoją uwagę przykuwa leżący wysoko na szafie stary zeszyt. Sięgasz po niego, przez przypadek zrzucając jedno zdjęcie. Twojej matki i jakiegoś chłopaka. Zakochanych w sobie ludzi.

- Daria?! 
- Babciu, chodź do mnie! - odkrzykujesz, siadając z powrotem na podłodze.
- Dziecko, co się stało? - siada obok i przytula cię do siebie. 
- Babciu, kto to jest? - pokazujesz jej fotografię, jednak spuszcza tylko wzrok i nic nie mówi. - Kto to jest?!
- Dziecko, ja nie powinnam ci tego mówić, bo twoja matka nie chciała, żebyś poznała swojego ojca...
- To jest mój ojciec?
- Tak... - zatrzymuje się na chwilę, by zacząć odpowiadać ci całą historię związaną z twoimi rodzicami. - Oni się na prawdę kochali. Poznali się na studiach. Twój ojciec był na AWFie. Mama była w nim szaleńczo zakochana. Opowiadała mi o nim godzinami. Ale pewnego dnia wróciła z płaczem do Krakowa i powiedziała, że on ma już swoją rodzinę, dziecko, że jest szczęśliwy. Opłakiwała go tygodniami... Aż wreszcie dowiedziała się, że będzie miała ciebie. Nie chciała mu komplikować życia, a my z dziadkiem uszanowaliśmy to i staraliśmy się wychowywać was obie jak najlepiej... Myślę, że nam się udało. To cała historia...
- Babciu, jak on miał na imię?
- Krzysztof...
- A nazwisko? 
- Wrona...

Postanawiasz jedno. Musisz wrócić do Warszawy i odnaleźć ojca. Chcesz zwyczajnie przytulić się do niego i wypowiedzieć słowo, którego nigdy nie używałaś. Chcesz nazwać go swoim kochanym tatusiem. Natychmiastowo pakujesz najpotrzebniejsze rzeczy do walizki i ruszasz z nią do samochodu. Nie reagujesz na protesty babci i dziadka. Nie możesz bezczynnie siedzieć tu, jeżeli w twojej Warszawie może mieszkać jeszcze mężczyzna, który jest twoim ojcem. Ruszasz z piskiem opon sprzed rodzinnego domu w podróż po prawdę, po ojcowską miłość, po siłę, by walczyć o Karola. Ty nie pozwolisz, żeby twoja szansa na szczęście mogła przepaść w tłumie. Nie pozwolisz, żeby wszystko popadło w niepamięć. Twoje serce należy do niego, więc jeśli go nie będzie obok, umrzesz.



Karol.

Bełchatowskie mieszkanie nie jest takie samo, jak było jeszcze miesiąc temu. Gdzie nie spojrzysz, widzisz Darię i sceny ze snu, które spędzaliście właśnie w tym miejscu. Nie możesz normalnie przejść koło kanapy, na której pierwszy raz ją pocałowałeś; Nie potrafisz spojrzeć w lustro, bo przecież powinno gościć na nim serce, które namalowała swoją szminką po Sylwestrze, a ty nigdy nie miałeś ochoty, aby je zmyć; Nie umiesz nadzwyczajnie wziąć prysznicu, bo przed oczami stają ci sceny waszej dwójki pod strumieniami gorącej wody; Nie chcesz zaglądać do książki telefonicznej w swoim telefonie, bo nie znajdziesz tak jej imienia z serduszkiem, gdyż tak właśnie wpisała ci swój numer w śnie; Nie przestaniesz jednak jej kochać, bo dla ciebie ten właśnie sen stał się wyznacznikiem szczęścia, do którego od dziś musisz zacząć dążyć i o które walczyć.

W jednej chwili chwytasz w dłoń nowoczesny model Samsunga, pęk kluczy i kurtkę, zakładasz buty, a po kilku minutach siedzisz już w samochodzie, wjeżdżając na drogę prowadzącą do Stolicy. Do radioodbiornika wsuwasz płytę z ulubionymi starszymi, polskimi hitami lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Czasami chciałbyś przenieść się do czasów międzywojennych, gdzie czas biegł zdecydowanie wolniej, gdzie ludzie do niczego się nie spieszyli, a najważniejsza była miłość. We śnie tak właśnie było . Teraz jednak wszystko się zmieniło. Zrozumiałeś, że nic nie zostanie podane ci na tacy, że o wszystko będziesz musiał mocno zawalczyć. I to właśnie zrobisz. Zawalczysz o miłość. 

- Pan do pani Wasilewskiej? - pyta cię starsza pani, gdy po raz kolejny naciskasz dzwonek do drzwi Darii. - Nie ma pan co dzwonić, chyba gdzieś wyjechała, bo od tygodnia jej już tu nie widziałam. 

- A wie pani może, gdzie wyjechała? 
- A kim pan jest? Nie widziałam tu pana wcześniej... - odpowiada ci pytaniem na pytanie.
- Ja właściwie to... Jestem jej znajomym. Poznaliśmy się... na studiach. Wszyscy się o nią martwimy.
- Jeśli tak pan mówi... Może pojechała do dziadków do Krakowa... W każdym bądź razie muszę już iść. Do widzenia. 

W końcu zostajesz sam na ostatnim piętrze kamienicy. Osuwasz się po ścianie przy drzwiach i siadasz na podłodze, całkowicie lekceważąc cały otaczający cię świat. Zamykasz oczy, opierasz głowę o ścianę, wyciszasz się. Przestajesz myśleć. Jedynie pamięcią powracasz do snu, do wydarzeń sprzed ponad tygodnia. Przypominasz sobie wszystkie wspólne chwile, gdy była obok. Jej uśmiech dodaje ci siły. Jej słowa są balsamem dla uszu. Jej dotyk sprawia, że czujesz się jak raju. W końcu odpływasz znów do krainy Morfeusza. Znów śnisz. Znów jesteś szczęśliwy. Znów masz wszystko, czego pragniesz. Czujesz jej dotyk na policzku, słyszysz aksamitny głos tuż przy uchu, do twoich nozdrzy dociera zapach jej perfum. Jest z tobą. Tak całkowicie namacalnie, prawdziwie. 


- Karol... Obudź się. 

- Daria? - zrywasz się na równe nogi. - Czekałem na ciebie i tak jakoś samo wyszło...
- Nic nie mów. Wejdź. 

Jest inna. Smutna. Zmartwiona. Może i nawet na coś zła. Proponuje ci wino, mówiąc, że zwyczajnie musi się napić i odreagować to wszystko, co w ostatnim czasie wydarzyło. Opowiedziała ci, że była w Krakowie, że musiała odpocząć, że uświadomiła sobie, że bez ciebie jest inną osobą, całkowicie pozbawioną uśmiechu i radości. Z każdą kolejną wypita lampką czerwonego trunku mówi ci coraz więcej. To właśnie teraz dowiadujesz się wszystkich szczegółów o jej życiu. Wreszcie mówi ci o jakimś tajemniczym zdjęciu, które znalazła. Bełkocze, że tak bardzo jej kogoś brakowało, że nadal nie będzie mogła go poznać, że zawsze o nim marzyła. 


- Daria, na ciebie już czas... - chwytasz ją w swoje ramiona i niesiesz do sypialni. 

- Wiesz co Karolku? Najgorsze jest to, że ja go mogłam codziennie mijać na ulicy, a nawet nie wiedziałam, że jest moim ojcem - mówi, gdy ściągasz z niej spodnie  sweter. - Chcesz mnie wykorzystać? Proszę bardzo, tylko się nie utop w moich łzach - zaczyna cię całować. 
- Uspokój się! - potrząsasz jej ciałem. Opada bezwładnie na poduszkę i momentalnie odwraca się plecami. - Co się stało? Daria proszę, powiedz mi o co chodzi. 
-Wiem kto jest moim ojcem... - wybucha płaczem, a ty jedynie możesz ją mocno przytulic do siebie, pocałować delikatnie w głowę i ułożyć przy sobie ba łóżku. 
- Daruś, kim on jest? Jak się nazywa? Skarbie...
- Krzysztof Wrona. 



~*~*~



Kari: Kolejny rozdział pisany przez Dzuzeppe :* Ja przechodzę kryzys weny... Mam pytanie do Was...Jak myślicie, czy Daria znajdzie ojca i jak on na to zareaguje?

Dzuzeppe: Ja jestem sobie z wami cały czas, więc nie musicie się o mnie martwić.
Przepraszam, że rozdział jest tak późno, ale wstrętna pokrzywa poparzyła mi całą dłoń i nie mogę normalnie pisać, więc długo mi zeszłą, żeby dopisać końcówkę ;/
Podczas pewnej rozmowy z Kari doszłyśmy do wniosku, że tu coś się jeszcze musi zadziać, więc macie wątek z ojcem Darii. Pragnę zauważyć, że Daria jest dwa lata rocznikowo młodsza od przyjaciela Karola :P

Miłej niedzieli :*
Zapraszam:

sobota, 15 marca 2014

Sobotnie 17.

Karol.


Życie wywróciło ci się do góry nogami, poprzewracało się tak jak kręgle, gdy kula uderza prosto w nie. Nic nie jest takie samo, jak było wczoraj, a już na pewno nie możesz teraźniejszej chwili porównać do żadnej ze snu. Przedwczoraj poznałeś kobietę swojego życia, myślałeś, że całe twoje życie to bajka, a to, co wydawało ci cię razem spędzonym czasem, było zwykłym snem. Wczoraj otworzyłeś oczy i wszystko prysło. Zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Cała miłość, którą obdarzałeś Darię, stała się jedynie twoim wyobrażeniem, krótką chwila, kiedy czułeś się naprawdę szczęśliwy i spełniony. Jednym słowem byłeś zakochany. Szkoda, że to działo się jedynie w śnie. Ale mimo wszystko wiesz, że jakimś dziwnym uczuciem darzysz Darię, a pozbyć się go będzie niezwykle trudno. Musiałbyś tego jeszcze chcieć. 

Od dziś zaczynasz już poważne treningi z całą drużyną. Poznasz nowych chłopaków, którzy będą w tym sezonie grać w Bełchatowie. Twoje myśli skupiać będą się na nowych schematach gry przygotowanych przez nowy sztab trenerski. Zaczniesz inne życie. Wreszcie będziesz sam, bez zdradzającej dziewczyny u boku, bez żadnych dodatkowych problemów z nią związanych. Będzie tak, jakby nic się nie wydarzyło, bo przecież będziesz starał się zapomnieć, prawda Karolu? W końcu to chyba jedyne racjonalne rozwiązanie dla ciebie. Przecież zwykły sen nic nie znaczy. To, że się zakochałeś, to Twój problem, który sam musisz rozwiązać. Teraz musi zacząć liczyć się jedynie siatkówka. 


- ... Rozumiesz i wtedy ja jej na to, że to tylko była jedna noc, której nie chcę powtarzać. Stary, jej mina była bezcenna... Karol, ty mnie w ogóle słuchasz? - Andrzej potrząsa twoim ramieniem, a ty dopiero teraz wracasz do rzeczywistości. - Nie słuchałeś... 

- Przepraszam... - odpowiadasz szybko, wzrokiem szukając swojego samochodu. Chcesz znaleźć się w domu, zamknąć oczy i widzieć ją. Widzieć Darię. 
- Cały czas o niej myślisz... Karol, zrozum, to był tylko sen... Musisz zacząć normalnie żyć tu, w Bełchatowie, a nie myślami być cały czas w Warszawie. 
- Ty nic nie rozumiesz - wkładasz torbę na tylne siedzenie i rzucasz mu kluczyki do swojego samochodu. - Jedź do mnie, ja się przejdę. 
- W taką pogodę? Czyś ty zwariował?! Karol! 

Krzyczy za tobą, ale nie zwracasz uwagi zarówno na niego jak i na lejący z nieba rzęsisty deszcz. Twoja ulubiona pora roku, tak? Paradoks. Wszystkie światła rozmywają się w stróżkach wody. Oślepiają cię samochodowe światła, które w bełchatowskich ciemnościach są dla ciebie przekleństwem. Nie zależy ci na tym, żeby zimna woda nie wdzierała ci się pod kurtkę; nie zależy ci na suchości chociażby bielizny; nie zależy ci zwyczajnie na życiu do tego stopnia, że mógłbyś chyba nawet "przez przypadek" wpaść pod pędzący samochód. Tylko czy tego właśnie chcesz? Zwykłej śmierci na drodze. Pogrzebu, na który zjechałaby się być może cała siatkarska Polska. Spoczywania dwa metry pod ziemią w jednej z najlepszych drewnianych trumien. Chcesz tak zwyczajnie zwinąć swoje manatki i nawet nie spróbować sprawić, żeby sen stał się rzeczywistością? Chcesz zostać tchórzem, nad którego grobem co niedzielę stać będzie piękna brunetka? Czy naprawdę chcesz stracić życie?  


Siadasz na jednej z parkowych ławek, opierasz się plecami o drewniane oparcie i unosisz do góry głowę. Patrzysz się w rozjaśnione od setek piorunów niebo. Pęka tak samo, jak pękło twoje serce, gdy wczoraj spojrzałeś na kalendarz. Błyskające kreski, przełamujące ciemność są swego rodzaju rysami, które wczoraj pojawiły się na twoim najważniejszym organie. Są jak strzały, które za każdym kolejnym razem odciskają coraz to większe piętno na strukturze narządu pompującego krew, a w konsekwencji mogą przyczynić się do jego rozpadu. Deszcz, który zalewa ci oczy, moczy ubranie, uniemożliwia widzenie jest jak twoje łzy. Tak jakby cały świat płakał razem z Tobą. Tak właśnie przez chwilę się czujesz. Tak, jakby wszystko co cię otacza rozumiało twoje cierpienie. Przez ten krótki moment możesz zwyczajnie płakać i nie myśleć, jakie niesie to za sobą konsekwencje.



Daria.

- Witam wszystkich na rozpoczęciu roku akademickiego 2013/2014...

Nudna przemowa dyrektora uczelni powoduje u ciebie ziewanie i jeszcze bardziej pcha cię do tego, żeby wyjść, zaszyć się w mieszkaniu i najbliższe dni spędzić w łóżku na wydalaniu z siebie resztek słonej cieczy, którą jeszcze w sobie posiadasz. Od wczoraj nie robisz niczego innego. Gdy chłopak opuścił twoje mieszkanie zwyczajnie stoczyłaś się po drzwiach i upadłaś z głośnym szlochem pod nimi. Nie liczyło się dla ciebie to, że dziś wyglądasz jak potwór z czerwonymi i podkrążonymi oczami. Zostawił cię. Wiesz, że musiał, ale przecież wszystko miało być inaczej. Miałaś obudzić się jako jego żona, a nie zwykła prawie nieznajoma dziewczyna. Mieliście od teraz zacząć planowanie wspólnych losów i realizację swoich założeń. Mieliście być razem już na zawsze, a okazało się, że nie będziecie nawet razem przez chwilę.

Wychodzisz wreszcie z budynku uczelni, oddychasz świeżym powietrzem, które jeszcze unosi się nad Warszawą po nocnej burzy, która przemieściła się przez całą Polskę. Na ulicach są jednak pozostałości po ulewie w postaci połamanych gałęzi, masy rozrzuconych liści, kałuż. Na twojej twarzy również widać ślady po burzy. Z nieba lały się rzęsiste strumienie wody, a z twoich łez wypływały łzy. Musisz coś z sobą zrobić. Musisz wreszcie przestać płakać. Ruszasz więc dlatego w kierunku mieszkania przyjaciółki, by z nią porozmawiać. Jesteś niemal pewna, że nie uwierzy ci w żadne słowo, ale musisz się wygadać. Inaczej nigdy się nie otrząśniesz. Zatrzymując się na jednym ze skrzyżowań, widzisz jak przez pasy przechodzi dwójka zakochanych w sobie ludzi. Przecież ty też mogłabyś właśnie tak spacerować po Warszawie z Karolem, gdyby to nie był sen. Mogłabyś tak samo się do niego przytulać i pozwalać, żeby składał pocałunki na twoich włosach. Mogłaś być zwyczajnie szczęśliwą i spełnioną kobietą.

- Daria? Co ty tu robisz? - otwiera ci drzwi ubrana jedynie w męską koszulę.
- Myślałam, że pogadamy, ale skoro jesteś zajęta...
- Nie, to nie tak... - próbuje się tłumaczyć, ale błyskawicznie jej przerywasz.
- Nie będę wam przeszkadzać. Baw się dobrze, Basiu.

Obracasz się na pięcie i zmierzasz schodami w dół. Wsiadasz ponownie do samochodu i zastanawiasz się, gdzie możesz pojechać. Jedynym rozwiązaniem jest podróż do Krakowa do Babci Marysi i Dziadka Tadzia. Przemierzasz kolejne kilometry do poprzedniej stolicy Polski, myśląc i płacząc jednocześnie. Z samochodowego odbiornika wydobywają się dźwięki twoich ulubionych starych polskich piosenek, które zawsze umilają ci drogę do rodzinnego miasta twojej nieżyjącej już matki. Dziś powoli masz już ich dosyć. Denerwuje cię; jak Niemen śpiewa o Dziwnym Świecie; jak z ust Markowskiego wydobywają się słowa, że Niewiele Może Ci Dać; jak Budka niejakiego Suflera śpiewa o jakiejś Jolce; jak Dżem przemierza świat Wehikułem Czasu Śniąc o Wiktorii; jak wreszcie Rojek śpiewa, że Chciałby Umrzeć Z Miłości; słuchaj jeszcze piosenek legendarnej Republiki, Lady Pank, Comy, Edyty Bartosiewicz. Jednego jesteś pewno. Chciałabyś chyba umrzeć z miłość, żeby przestać cierpieć.

- Cześć Babciu - zaskakujesz staruszkę, gdy grabi jesienne liście w ogrodzie za domem.
- Dziecko, co ty tu robisz? Przecież dziś studia zaczynasz...
- Jestem... I zamierzam przez jakiś czas zostać...



~*~*~

Kari: Siedzi w kinie i jej dziś nie ma :P
Dzuzeppe: Dziś jestem sama, bo Kari się seansuje, a ja nie chcę już czekać z publikacją do jej powrotu do domu :P
No i tak się tu dzieje.
Nie chcę tu mówić nic, bo zaraz się wygadam, a tego zrobić nie mogę :P
Jedynie mogę powiedzieć, że będą tu jeszcze około 2/3 wpisy ;(
Mam nadzieje, że się wam spodoba i nie znajdziecie błędów, bo starłam się je wyłapać ;-)

Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*


Zapraszam:
Żądza Piąta.  /  Pytania?  


niedziela, 9 marca 2014

Sobotnie 16.

Daria.

W twojej głowie huczy jeszcze głośna muzyka, przed oczyma masz wspaniałe obrazy ze ślubu jak i przyjęcia weselnego, myślami jesteś jeszcze w dniu wczorajszym i błogo cieszysz się ze swojego szczęścia. Od zawsze marzyłaś o tak wspaniałym ślubie, na którym czułabyś się tak wspaniale, jak czułaś się dnia wczorajszego. Zawsze pragnęłaś, by zawrzeć związek małżeński z kimś, kogo naprawdę pokochasz i kto odwzajemni twoje uczucie. Karol właśnie takim mężczyzną jest.  Jest twoim ideałem. Ideałem, o którym zawsze marzyłaś, o którym śniłaś, o którym myślałaś wieczorami, wyobrażając sobie swoją przyszłość. Parę lat temu nie pomyślałabyś o tym, że kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy obudzisz się w październikowy, niedzielny poranek z mężem u boku, za którego oddałabyś wszystko.

Przekręcasz się na drugi bok, dłonią szukając tułowia swojego męża, który momentalnie przyciąga cię do siebie i mocno przytula, całując w czubek głowy. Wtulasz się w niego jeszcze bardziej, muskając delikatnie jego usta. Postanawiasz zasnąć raz jeszcze, by dać organizmowi chwilę na regenerację. Boli cię dosłownie każdy mięsień, nawet ten, o którego istnienie mogłabyś się kłócić. Znów odpływasz do krainy beztroski i wiecznego szczęścia, gdzie dzieje się tylko dobrze, gdzie nie ma łez i bólu, gdzie wszystko jest ci przyjazne, sprawiając, że mogłabyś to właśnie w tym świecie się zamknąć i to tam żyć. 

- Daria, wstawaj! - słyszysz krzyk Karola, więc natychmiastowo zrywasz się ze swojego sypialnianego łóżka i udajesz się do kuchni, gdzie zastajesz go siedzącego przy stole z głową na kuchennym meblu.
- Co się stało? - pytasz, kucając przed nim. 
- Ty nic nie rozumiesz?! - wstał gwałtownie z krzesła, o mało co nie powodując twojego upadku.
- Ale co mam, do cholery jasnej, rozumieć?! - stajesz za nim i wpatrujesz się w jego plecy. - Żałujesz? Żałujesz tego, że się ze mną ożeniłeś? - wściekła siłą odwracasz jego ciało przodem do siebie. - Powiedz mi, o co chodzi... Karol, proszę... - nakazujesz mu na siebie spojrzeć. 
- Daria, tego wszystkiego tak naprawdę nie było, rozumiesz? - chwyta twoją twarz w dłonie. 
- Co ty gadasz? Jak to nie było? O co ci chodzi? - pytasz zdegustowana. - Karol...
- Spójrz na kalendarz... - odchodzi od ciebie zrezygnowany do okna i wpatruje się w Warszawę z wysokości czwartego piętra. 
- Karol, powiedz mi o co chodzi... - prosisz.
- Spójrz do cholery na kalendarz! 

Podchodzisz do lodówki, do której za pomocą magnesów przyczepiony jest kalendarz i wpatrujesz się w cyfry, oznaczające kolejne dni oraz litery, które układają się w słowa. Kolejno wzrokiem prześlizgujesz się po wyrazach. Wiesz już jaka to pani i pan mają imieniny przez najbliższy tydzień, ale nadal nie wiesz, o co chodzi twojemu mężowi. Nie jesteś blondynką, ale tego nie potrafisz się domyślić. Odwracasz się do niego i prosisz wzrokiem, żeby podszedł do ciebie i pokazał o co mu chodzi. Po chwili staje za tobą, chwyta twoją dłoń i kieruję ją na kartkę z kalendarza.

- Przeczytaj - wskazuje na dokładną datę w prawym, górnym rogu.
- Mam przeczytać datę? - prychasz rozbawiona, jednak jego twarz jest zgoła inna, niźli miałaby być roześmiana. - Mamy dziś dokładnie szósty październik, dwa tysiące trzynasty rok... To wszystko?

- Nadal nic nie rozumiesz?
- Ale co mam rozumieć?!
- Jest 2013 rok... Daria, tego wszystkiego nie było... To był nasz pieprzony sen...

Odchodzi od ciebie. Nie chce, byś widziała, jak po jego policzku strużką zaczynają płynąć łzy. Pierwszy raz czujesz się tak podle. Życie splatało ci podły kawał. Myślałaś, że wszystko, co cię otacza, jest bajką, a było zwyczajnym, długim snem. Wszystko co się w nim wydarzyło, w prawdziwym życiu nie miało miejsca. Nie pojechałaś na mecz do Bełchatowa razem z Basią; nie zobaczyłaś się przez przypadek ponownie z Karolem; nie poznałaś jego znajomych na imprezie u Andrzeja; nie poznałaś w dziwnie śmiesznych okolicznościach jego rodziców; nie flirtowałaś z nim przez kamerkę internetową; nie spędziłaś z nim cudownego weekendu w spa; nie byłaś na świętach Bożego Narodzenia razem z dziadkami w jego rodzinnym domu; wreszcie nie odpowiedziałaś twierdząco na jego pytanie odnośnie małżeństwa; nie spędziłaś najwspanialszych Walentynek na świecie, które dał ci właśnie Karol; aż wreszcie nie wzięłaś z nim ślubu. Nie jesteście małżeństwem...

- Co teraz będzie?




Karol.

Nie potrafisz objąć racjonalnym myśleniem tego, co się własnie stało. Jeszcze wczoraj... Tfu! Jeszcze w nocy myślałeś, że masz żonę, poukładane życie i wspaniałe wspomnienia, a dziś, wraz z otworzeniem oczu, wszystko prysło jak bańka mydlana i rozmyło się w twojej wyobraźni. Wstałeś dziś z łózka, wszedłeś do kuchni, podszedłeś do lodówki, żeby napić się mleka i przez całkowity przypadek spojrzałeś na zwykły kalendarz, który niczym szczególnym nie może przykuwać uwagi. Twoją jednak przykuł. A konkretnie cztery cyferki oznaczające rok i parę liter, które widniały na białym tle.


"6 Październik, 2013"

Wszystko, co miałeś, zniknęło w tym właśnie momencie. Zdałeś sobie sprawę z tego, że wszystko straciłeś. Nie potrafisz teraz spojrzeć w oczy Darii i zwyczajnie powiedzieć "Wszystko będzie dobrze. Jakoś to poukładamy... Razem". Nie umiesz tak. Nie wiesz, czy ona również zdołała jedynie przez ten sen pokochać cię tak, jak ty to uczyniłeś. Bo ty niewątpliwie się w niej zakochałeś. A na pewno w swoim wyobrażeniu Sobotniej, które stworzyłeś w śnie. Tak na prawdę, to przecież zakochałeś się w niej już wczorajszego wieczora. Zakochałeś się w momencie, gdy tylko pozwoliła ci z sobą tańczyć. Uwiodła cię, rozkochała, a potem banał życia uknuł intrygę, która spowodowała, że to, co tak bardzo cię cieszyło, tak naprawdę nigdy nie istniało. Głupia ironia losu, który chciał zrobić sobie z was żart i niewątpliwie mu się to udało.

- Karol... 
- Nie wiem, co będzie... - wzdychasz. - Tak naprawdę wiem jedynie to, że wczoraj się poznaliśmy - podchodzisz do niej.
- Zostawisz mnie teraz, prawda? Wyjdziesz, a potem spotkamy się na meczu? Karol, słyszysz, tak własnie będzie.... Zaczniemy to wszystko robić teraz jeszcze raz... Wszystko zacznie się od nowa... - nie panuje nad cieknącymi z jej oczu łzami, z resztą ty też nie masz zamiaru. Straciłeś w końcu cześć swojego życia.
- Nie wiem Misia... 
- Więc uciekniesz?
- Co?
- Pamiętasz ostatnie co wydarzyło się w śnie? - kiwasz głową. - Obiecałeś mi coś... Obiecałeś, że jak się obudzisz, to nie uciekniesz... Karol, ja nie chcę cię stracić! - wybucha płaczem, a ty nie jesteś w stanie w jakikolwiek sposób jej pomóc. Siadasz jedynie z nią na zimnych, kuchennych płytkach i pozwalasz, by płakała, a ty razem z nią. 

Po kilku godzinach musisz jednak opuścić jej warszawskie mieszkanie i udać się do Bełchatowa, gdzie czeka na ciebie nowy, chwilowy współlokator, Andrzej. Nie możesz patrzeć, jak jej oczy i policzki znów robią się wilgotne. Czujesz się tak, jakby ktoś wyrwał ci serce i zostawił je w dłoniach Darii, tak, aby miała cię już na zawsze. Jedziesz znudzony po asfaltowej drodze, która wyjątkowo jest w nie najgorszym stanie. W radia lecą jakieś hity, odpowiadające trendom, które tobie jedynie psują humor. Bo najchętniej zawróciłbyś do Warszawy, zapukał do drzwi Wasilewskiej, a kiedy już by ci otworzyła, wpiłbyś się w jej usta i za nic w świecie nie pozwolił, żeby to wszystko, co było miedzy wami w śnie przepadło.

- Najgorsze jest, kurwa to, że ja się na serio w tej dziewczynie zakochałem... - kończysz, opowiadając całą historię przyjacielowi.


~*~*~

Kari: Przepraszam Was moje kochane, ostatnio mam kryzys... i wena też mi nie pomaga:( Już dawno nie napisałam żadnego rozdziału:( Dlatego z całego serca dziękuję Dzuzeppe,  za to że ze mną jest :) I oczywiście za to, że nadrabia rozdziały ... :*
Dzuzeppe: A ja się cieszę, że wreszcie przy publikacji jesteśmy obie, Ciul z tym, że wirtualnie, ważne że obie razem :D
Teraz możecie sobie po kojarzyć fakty, gdy pisałam, że "Sobotnia noc" się kiedyś skończy, a nastanie niedzielny poranek. Wsłuchajcie się jeszcze w ostatnie słowo, które pada w piosence na samiuteńkim końcu. Wiem, jestem wredna :D
Oj co ja mogę tu Wam napisać. Nie jest mi łatwo, bo to ja wymyśliłam, że będzie tak, a nie inaczej, że nie będzie kolorowo. Możecie mnie zmieszać z błotem, ale cóż przyjmę to na klatę ;-)
Z tego, co mówi mi moja głowa w połączeniu z wyobraźnią, prorokuję jeszcze około 2/3 rozdziałów + epilog :)

Zapraszam:
Żądza Czwarta.  /  Grześ, Ola i Olimpia #jutro nowość.  /  Pytania?


Pozdrawiamy Was serdecznie i Życzymy tak trochę spóźnione Wszystkiego Najlepszego Z Okazji Sobotniego Dnia Kobiet :* :D (sobie też :P )

Ps. Przepraszamy, że nie zdążyłyśmy przed północą :( (Dzuzeppe bierze to na siebie, bo się z pisaniem nie wyrobiła)

sobota, 1 marca 2014

Sobotnie 15.


Początek października, przyroda zaczyna obumierać, by z powrotem na wiosnę odżyć, a ty stoisz właśnie w swoim pokoju w Warszawie i wpatrujesz się w lustro. Przystojny, dojrzały mężczyzna, z naturalnym kolorem włosów na głowie, w idealnie skrojonym garniturze, w śnieżno białej koszuli, z olśniewającym uśmiechem na twarzy, z przepełnionym miłością sercem oraz spokojną głową. Jesteś cholernym, Sobotnim szczęściarzem, który przez zwykły przypadek odnalazł swoje szczęście dzięki jednemu wieczorowi i późniejszym zbiegom okoliczności. Dorosły mężczyzna, który dzięki jednej kobiecie potrafi być jednocześnie radosnym, roześmianym smarkaczem, ale i statecznym i spokojnym człowiekiem. Zmieniłeś się na dobre Karolu. Daria zmieniła cię na dobre.

- Karollo!

- Tu jestem - odkrzykujesz przyjacielowi, a po chwili widzisz go za sobą.
- Kto by pomyślał, Stary, że po roku będziesz się do ślubu szykował... - westchnął, poklepując cię po plecach. - Wydorośleliśmy Karol.
- Masz rację... Teraz wszystko jest inne...

Równo rok temu wszystko się zaczęło. Byłaś wrakiem samej siebie, ale dzięki poznaniu swojej Sobotniej Nocy cały twój świat znów powrócił na właściwe tory. Dziś w twoim mieszkaniu krzątają się dziadkowie, a Basia kończy robić sobie makijaż. Za chwilę wszystko zacznie się na nowo. Staniecie przed czystą kartką papieru razem z Karolem i będziecie musieli ją zapełnić, zapisać własnymi przeżyciami. Napisać swój własny scenariusz życia, które od dnia dzisiejszego będziecie wieść wspólnie. Dostosować się do przeciwności losu, jak i cieszyć się ze sprzyjających wam chwil. Zerkasz ostatni raz na swoją sylwetkę w lustrzanym odbiciu. Czujesz się piękna, co zauważa również i dziadek, wchodzący do twojej sypialni.

- Mama byłaby z ciebie bardzo dumna, Skarbie - podchodzi do ciebie i przytula. Uśmiechasz  się na widok swojego górowania nad dziadkiem wzrostem dzięki wysokim szpilkom. - Jesteś piękna.
- Dziadku, a może to wszystko dzieje się za szybko? Może nam wcale nie jest potrzebny ten ślub? Przecież to tylko kawałek papieru... - wzdychasz.
- Dziecko... Nie oszukuj sama siebie. Widzę, że się boisz. W końcu pierwszy raz wychodzisz za mąż i obu ostatni - śmieje się. - Kochasz Karola, a on poza tobą świata nie widzi. 

Stoisz przed ołtarzem jednego z warszawskich Kościołów i oczekujesz na kobietę swojego życia, która już za chwilę stanie u progu i razem ze swoim dziadkiem ruszy w twoim kierunku. Uśmiechasz się do idącej najpierw Basi, która dołącza do Andrzeja. Wreszcie w całej świątyni rozlega się Marsz Mandelsona, a w drzwiach pojawia się twój skarb w śnieżnobiałej sukni. Uśmiechasz się. W tej chwili liczy się tylko jej sylwetka, tylko Ona, tylko Sobotnia. Serce zaczyna bić ci w podwójnie zwiększonym rytmie mało co nie wyskakując z klatki piersiowej. Czujesz szklistą ciecz zbierającą się w kącikach oczu. Jej szczery i pełny miłości uśmiech sprawia,  że przestajesz myśleć, a wszystko wokół dzieje się automatycznie.

- Ja Karol biorę sobie ciebie za żonę i ślubuje miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
- Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.  Tak mi do pomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci...

Ciepło rozlewa się po twoim ciele. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że od dziś jesteś już panią Kłos, żoną Karola. Dopiero moment, gdy kapłan ogłosił was małżeństwem uświadomił ci, jak wiele od jutrzejszego dnia się zmieni. Będziecie jednością. Co z tego, że ty w Warszawie a twój mąż w Bełchatowie. Przecież liczy się to, co macie w sercach, a nie to czy widzicie się każdego ranka i wieczora. Jeszcze nigdy dotąd nie usłyszałaś tak wielu życzeń i porad małżeńskich w jednym dniu, a dziś słyszysz to co chwilę. Wiesz, że są to szczere życzenia, że płyną prosto z serc waszych rodzin i przyjaciół. Wchodząc do przepięknej sali, gdzie odbędzie się wesele, ogarnia cię przyjemne ciepło. Czujesz, że wszystko ułoży się tak, jak tego pragniesz. Będziesz szczęśliwa.






Czy chcieliby byś teraz kimś innym? 
Czy mogliby przestać w jednej chwili kochać?
Czy dane byłoby im się ponownie tak mocno zakochać?
A ty, czy mógłbyś rzucić wszystko i stać się kimś innym?
Bo Oni by nie potrafili...

Dzisiejsza noc jest dla nich magiczna, niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Taka tylko i wyłącznie ich. Bo mimo że są rozchwytywani przez weselnych gości od samego początku przyjęcia, to pierwszy taniec był tak samo magiczny, jak wszystko inne, co ich otacza dzisiejszego wieczora. Światło przygaszone, tłum osób im bliskich ustawiony w kółeczku, kwiaty ułożone w prowizoryczne serce na środku balowego parkietu, sypiące się z sufitu biało-czerwone papierowe serduszka, uśmiech na twarzach wszystkich zgromadzonych, łzy najbliższych im osób. I wreszcie Oni. Na środku sali, w pięknych strojach, z uśmiechami i rumieńcami, z sercami przepełnionymi wzajemną miłością. Bo przecież tak na prawdę nie zawsze liczy się to, ile ludzie się znają. Ważne, żeby się kochali.



Czy chciałaby w tej chwili być w ramionach innego?
Czy chciałby całować teraz inną?
Czy chcieliby wrócić do pewnej Sobotniej Nocy i nigdy się nie spotkać?
A czy ty mógłbyś zrezygnować z czegoś, co daje ci sens życia? 
Bo Oni by nie mogli...

Pierwszy raz oboje czują, że ta chwila się już nie powtórzy, że muszą ją zapamiętać do końca życia, że muszą przeżyć ją w sposób wyjątkowy. Taki zupełnie zarezerwowany dla nich. Specyficzny. Jej suknia swobodnie opada w dół razem z jego koszulą. Usta zaczynają swoją własną wojnę. Dłonie splatają się ze sobą. Serca biją w tym samym rytmie. Krew płynie coraz szybciej. Umysły zespajają się ze sobą. Nie ma niedopowiedzeń, przykrości, cierpienia, łez, krzyku, lęku, bojaźliwości. Jest radość, spełnienie, miłość, uwielbienie, zaufanie, zwyczajne kochanie. Ich kochanie się jest inne. Emocjonalne, piękne, perfekcyjne. Seks dwójki kochających osób zawsze taki jest. Trzeba jedynie umieć to odkryć, utrzymać i pielęgnować. Tak samo jak uczucie. Bo miłość to coś więcej niż samo kochanie, przebywanie, mówienie. To wszystko co ich otacza. Na szczęście oni to wszystko wiedzą.

- Obiecaj mi coś.
- Co?
- Że jak się obudzisz, to nie uciekniesz...
- Obiecuję.
- Kocham cię.
- Ja Ciebie też, Żono...

Wreszcie zasnęli, w blasku rannego słońca. Zespoleni ciałami, duszami, umysłem. Jako jedność. 

~*~*~

Cześć :*
Przepraszam za naszą nieobecność, ale niestety nie dało się tu być z przyczyn prywatnych ;/
Mam nadzieję, że rozdział z taką treścią się Wam spodoba ;-)
Tak na prawdę, to my jeszcze nie doszliśmy do najważniejszego momentu tej historii :P
Ale to za tydzień, a podpowiedzią o co w Sobotniej chodzi może być dla was ostatni dialog ;-)

Zapraszam Was tymczasem na:

Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*

Ps. Powoli wychodzę na prostą ;-)