niedziela, 8 czerwca 2014

Sobotnie 25. Sobotni początek, sobotni koniec...


Dwa lata to krótki czas. Można by powiedzieć, że znaczy niewiele w życiu człowieka, można uznać ten okres za przejściowy, można nawet o nim zapomnieć po jakimś czasie. Ponad dwa lata, które minęły od pierwszego spotkania w klubie z Darią to dla ciebie czas wyjątkowy. Nic nie jest takie samo, jak było w pamiętnym październiku 2013 roku. Zmieniło się wszystko. Przez rok byłeś szczęśliwy, wszystko układało się po twojej myśli, przez drugi cierpiałeś, walić zaczęło się wszystko, począwszy na związku z Darią, a kończąc na przestaniu całego sezonu w kwadracie dla rezerwowych. Od dziś chcesz zacząć inne życie. Chcesz znów stać się prawdziwym, radosnym Karolem, którego zapamiętał świat. Wszystko jest do góry nogami, ale przecież można to jeszcze naprawić, przecież dla chcącego nic trudnego. Jednak chcieć muszą dwie strony.

Gdy rano otworzyłeś oczy, nie było jej obok, pozostał jedynie jej zapach i mała karteczka, mówiąca, że jest razem z Baśką oraz to, żebyś zostawił na dole jej prezent dla nowożeńców. Uśmiechnąłeś się nawet.  Jednak spojrzenie na wyświetlacz telefonu szybko sprowadziło cię na miejsce. Jak najszybciej musisz zjawić się u Andrzeja. Ubierasz się swobodnie, schodzisz na dół i witasz się z poddenerwowanym przyjacielem, z którym masz dopiąć ostatnie elementy na sali weselnej, sprawdzić bileciki, poprawić kwiaty w wazonach, poprzeszkadzać paniom kelnerkom. Podkradanie im winogrona rozwesela Wronę, więc wykonałeś swój plan. Widzisz jednak, że coś go gryzie, że może ma jakieś wątpliwości. Siadacie przy barku, barman podaje wam po szklance pomarańczowego soku.

- Coś cię gryzie, prawda?
- Nie... Znaczy tak... Boję się, że po ślubie coś się zmieni, że czar pryśnie, że obudzę się i pomyślę, że to był błąd, bo znamy się za krótko...
- Kochasz ją?
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mocno...
- Więc nie pitol tu o wątpliwościach, bo nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele dałbym, żeby być w twojej sytuacji i zastanawiać się, czy dobrze robię, żeniąc się z Darią... - odchodzisz kilka metrów dalej.
- Nie wiem, jak ty sobie wyobrażasz dzisiejszy wieczór, ale jeśli jutro nie dowiem się, że do siebie wróciliście, albo co gorsza, skrzywdzisz moją siostrę w inny sposób, to uwierz, że bez skrupułów ci przyłożę.
- Ty się moim przyjacielem podobno nazywasz nie? - Andrzej kiwa z uśmiechem głową. - Dzięki przyjacielu, zapamiętam to sobie - dźgasz go w ramię, a potem ruszasz do swojego pokoju.

Bierzesz prysznic. Spływające po twoim ciele krople ciepłej wody są jak symbol oczyszczenia, które właśnie zaprowadzasz w swoim życiu. Nie chcesz dalej tak tego ciągnąć. Pozwolisz dziś Darii wybrać drogę waszej przyszłości. Postawisz ją na rozdrożu dróg, pozwolisz decydować, czy chce jeszcze iść przez życie razem z tobą, czy jeszcze cię kocha. Zakręcasz wodę, Okręcasz się ręcznikiem, wychodzisz z łazienki, zaskakuje cię jej obecność w pokoju. Daria jest tak samo zaskoczona, ale nie twoją obecnością, a ubiorem, a raczej jego brakiem. Ucieka spojrzeniem od twojego nagiego ciała. Wchodzi szybko do pomieszczenia, które przed sekundą opuściłeś. Pierwszy raz od tak dawna widziałeś ją zagubioną, nie wiedzącą co zrobić. Nie jesteś więc jej obojętny. Korzystając z nieobecności Darii zakładasz bieliznę oraz spodnie od garnituru, na koszulę zabrakło ci czasu, więc stoisz przed nią w połowie nagi. Nie ma jeszcze na sobie eleganckiej sukni, ale delikatny makijaż sprawia, że wygląda wyśmienicie.

- Przyjechałam po buty, brat Baśki mnie przywiózł, czeka na dole na mnie... - mówi szybko, a ty bez pośpiechu zakładasz koszulę. 
- Udało ci się je znaleźć? - pytasz obojętnie, choć w środku cały się trzęsiesz. Kończysz zapinanie guzików, sięgasz po krawat.
- Tak... Muszę już iść...
- Poczekaj... - łapiesz ją w ostatniej chwili za nadgarstek. - Pomożesz mi? Dotąd nie nauczyłem się wiązać krawatu...
- Przez rok ja ci go na każdą okazję wiązałam... - staje na łóżku, żeby mieć wygodniej, wzrok skupia na cienkim pasku materiału w takim samym kolorze, co jej sukienka, w końcu sama ci go wybrała. - Nie za ciasno? - pyta z troską w głowie i uśmiechem na twarzy, schodząc z mebla.
- Idealnie...
- To ja już będę lecieć.
- Do zobaczenia, Sobotna...
- Do zobaczenia, Sobotny... 

Uśmiechasz się sam do siebie. Wiesz, że nie warto jest teraz odpuszczać, bo wszystko ma jeszcze sens, wszystko da się jeszcze odbudować. Zakładasz marynarkę, chwytasz płaszcz, zamykasz pokój i schodzisz na dół, po drodze mijając się z członkami obu rodzin. Podgwizdujesz sobie pod nosem, chyba znów czujesz się choć odrobiną szczęśliwy. Od rodziców Pana Młodego dowiadujesz się, że sam zainteresowany jest u siebie w pokoju i czeka na ciebie, przemierzasz więc znów różnicę pięter i bez pardonu wchodzisz do pomieszczenia, gdzie Andrzej grzebie się z podpinaniem kwiatów do kieszonki na piersi. Ty chwytasz swój bukiecik i również przymocowujesz go do marynarki. Obaj stoicie przed wielkim lustrem. Dwóch młodych, przystojnych mężczyzn, dwaj przyjaciele, jeden szczęśliwy, drugi zagubiony. Pozostała wam jeszcze godzina wolnego czasu. Andrzej dzwoni do Baśki, mówiąc przy tym tak bardzo zakochanym głosem, z którego jednak wcale a wcale się nie nabijasz. Ba! Ty mu go nawet zazdrościsz.

Gdy wreszcie docieracie do domu Panny Młodej nie interesuje cię jej wygląd, wzrokiem szukasz stojącej w jej cieniu Darii, która ma na sobie zwiewną sukienkę w kolorze twojego krawatu. W jej oczach widzisz ten specyficzny błysk odbijającego się światła, jej uśmiech ma ten specyficzny i niepowtarzalny kształt, jej spojrzenie tak specyficznie pada jedynie na ciebie. Jest wyjątkowa. Do twoich uszu docierają pojedyncze słowa, sam do końca nie wiesz, co robić, to Daria każe ci się uśmiechać, pozować do zdjęć, czy stać w miejscu dla was wyznaczonym. Stoicie razem pod ramię. Czujesz zapach jej perfum, które jeszcze bardziej cię odurzają. Tak bardzo chciałbyś być teraz na miejscu Andrzeja. Tak bardzo chciałbyś, by ta drobna brunetka, którą poznałeś w pewną sobotnią noc, została twoją żoną. Tak mocno pragniesz widoku swojego dziecka w jej ramionach. Tak mocno nadal ją kochasz. Nadaj tylko Darię widzisz w przyszłości przy swoim boku. Tylko ona jest ci pisana przez Boga.




Daria.

Nie możesz się skupić, tracisz głowę, zachowujesz się znów jak za nastoletnich czasów, nie panujesz nad swoim ciałem, mimowolnie uśmiechasz się bez powodu, twoje oczy cały czas błyszczą, oddech niebezpiecznie przyspiesza, wszystko odczuwasz ze zdwojoną siłą. To Karol, to jego obecność tak na ciebie działa, to on powoduje, że znów czujesz się jak zakochana po uszy nastolatka, a przecież nic nie robi, jedynie jest obok, czasami spojrzy, uśmiechnie się, dotknie dłoni. Powinnaś z wielką uwagą obserwować młode małżeństwo, które składa sobie przysięgę małżeńską, jednak nie potrafisz. Twój wzrok ucieka w jego stronę, obserwuje dokładnie jego ruchy, szuka zmian w jego wyglądzie, które zaszły przez rok. Brakowało ci tego. Brakowało ci jego obecności, jego wyglądu, jego zapachu, uśmiechu, głosu, ciała, dotyku. Brakowało ci całego Karola. Brakowało ci mężczyzny, którego nie przestałaś kochać, a który nie jest już twój. 

Ceremonia dobiega końca, podchodzicie razem do młodego małżeństwa. Życzycie im wszystkiego tego, co najlepsze prosto z serca. Nie omieszkujesz sobie wtrącić uwagi o bratanku czy bratanicy, na co równie żywiołowo reaguje Karol. Ściskacie ich mocno, a potem przesuwacie się w tył, by i inni goście złożyli im życzenia. Odbierasz kwiaty, Kłos prezenty, które zostają zaniesione potem do samochodu. Uśmiechasz się do wszystkich, jednak to jego osobę darzysz największym i wyjątkowym uśmiechem. Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak obecni na weselu twoi i Karola dziadkowie zachwycają się wami razem. Obecność przy jego boku niezmiernie mocno ci odpowiada. Wreszcie opuszczacie budynek. Na zewnątrz sypie śnieg, pani fotograf prosi was o chwilę na zdjęcia. Ustawiasz się w wyznaczonym miejscu, tak przyjemnie jest znów poczuć ciepło jego ciała na plecach, gdy zostaje tam ustawiony, a fotograf każe mu cię objąć. To będą wyjątkowe zdjęcia. Na pewno wyjątkowe.

- Ej ale tak szczerze, to ja chciałbym wujkiem już zostać - Kłos zaczyna w momencie, gdy jesteście w drodze na przyjęcie.
- Ty się o swoje dziecko postaraj, a nie naszym się martw - odgryza się mu twój brat. - Latka lecą, a geny z czasem coraz słabsze... Może już nie możesz? - zwijasz się ze śmiechu z "wściekłej" miny Karola.

Przywitanie wzrusza zarówno rodziców Basi, jak i Andrzeja. Twój tato o mało co nie płacze. Uśmiecha się radośnie patrząc to na syna i synową, to na ciebie. Pokochał cię, tak samo jak ty pokochałaś jego. Wie o wszystkim, co działo się w twoim życiu, bo martwiąc się o ciebie przyleciał do Londynu, pozwolił się wypłakać i kazał wybrać tak, abyś była szczęśliwa. Od zawsze ci go brakowało, ale ostatnimi czasy nadrobiliście cały stracony czas rozmawiając ze sobą przez komunikatory internetowe czy telefon. Jesteś przekonana tego, że w pełni odzyskałaś ojca, o którym zawsze marzyłaś. Nie wiedziałaś jednak, jak zareagować, gdy żona ojca poprosiła cię, żebyś mówiła na nią "mama". Miałaś jedną matkę, jednak Anna stała ci się bardzo bliska. Martwi się o ciebie tak samo jak ojciec. Dba o ciebie, troszczy się, gdy tylko może. Teraz również i ciebie wita serdecznie słowami "witaj córeczko". Od pewnego czasu nie liczy się już to, że przez nią nie miałaś ojca, liczy się to, że stała się dla ciebie jak matka.

Wiedziałaś, że twój braciszek i najlepsza przyjaciółka są zakręceni, dlatego nie spodziewałaś się muzyką do ich pierwszego tańca jako małżeństwo wybiorą tak spokojną, romantyczną i wyjątkową piosenkę. Nie mogłaś uwierzyć, w to co słyszysz, gdy do twoich uszu dotarły pierwsze słowa "All For One, All For Love". Na środku parkietu tańczyć zaczyna para młoda, a ty czujesz za sobą jego obecność, czujesz, jak obejmuje cię w talii i składa delikatny pocałunek w skroń. Jest tak magicznie. Tak wyjątkowo. Zamykasz oczy, opierasz głowę o jego tors, jest ci tak dobrze. To jest twoje miejsce na Ziemi, to w jego ramionach czujesz się bezpieczna, kochana, wyjątkowa, piękna. To Karol jest twoim przeznaczeniem. To jego widzisz z waszą pociechą na rękach po wygranym meczu, to on staje ci przed oczyma, gdy tylko zamkniesz je wieczorem. Chce ci się płakać. Nie wiesz, czy robi to sam z siebie, czy tylko po to, żeby stwarzać pozory dla rodziny. Gdy wreszcie nikt nie prosi cię do tańca do kolejnej piosenki, zakładasz swój płaszcz i wychodzisz na ośnieżony taras.

- Nie znikaj.
- Przecież mnie znalazłeś.
- Zawsze cię znajdę, nawet na końcu świata... - podchodzi do ciebie siedzącej na barierce. Kładzie dłonie obok twoich bioder. Patrzy na ciebie, tak samo jak i ty. - Spadniesz...
- Złapiesz mnie.
- Ufasz mi?
- Nigdy nie przestałam... - dłonią dotykasz jego zaczerwionego policzka. Kilkudniowy zarost przyjemnie kuję twoją skórę.Jego oczy od zawsze były dla ciebie zagadką. Nie mogłaś pojąć tego, jaką głębię kryją, gdy patrzy się w nie z bliska. Są magiczne. Już dawno zdałaś sobie sprawę z tego, że w tej niebieskiej szarości już dawno utonęłaś. Schodzisz z barierki. - Idziesz? - pytasz robiąc krok w kierunku drzwi.
- Stój... - łapię cię za przedramię i przyciąga delikatnie do siebie. - Daria, ja... Dziś jeszcze nie wiem, jak to zrobimy... Lecz chcę, chcę tak jak nikt trwać przy twoim boku... Zwykłe "kocham" byłoby w tym momencie zbyt tandetne... Więc jak, Sobotna? Co dalej z nami?
- Pragnę, aby nie był to sen... Kocham cię.





*~*


Sobotni początek, sobotni koniec...

*~*



Dotarłyśmy obie z Kari do końca tej historii...

Myślałam, że już płakać nie będę, bo pisząc ten epilog wszystko mnie cieszyło, ale teraz oczywiście nie wytrzymałam. Mimo wszystko ta historia była sielankowa, więc pożegnać się z nią będzie łatwiej, jednak zostawiam sobie miejsce na możliwe dodatki takim, a nie innym końcem. Karol i Daria to przede wszystkim wspaniała współpraca z Karoliną, która stała się dla mnie jak siostra.

To chyba już moja tradycja, że psuje się w trakcie historii, jednak epilog zawsze jest szczęśliwy. Teraz pierwszy raz nie ma dalszej wizji życia bohaterów. Wymyślcie ją sobie same w swojej wyobraźni. Być może kiedyś zbiorę się w sobie i napiszę jakiś dodatek. Jeśli tak, to się o tym dowiecie.

Dziękuję Wam za wszystko <3
Dziękuję za ponad 44 000 wyświetleń na tę chwilę,
Dziękuję za prawie 400 komentarzy,
Dziękuję za ponad 7 miesięcy na tym blogu,
Dziękuję Kari, że zgodziła się na pisanie,
Dziękuję za wszystkie miłe słowa,
Dziękuję również za te krytyczne,
Dziękuję przypadkowi, że usłyszałam tytułową piosenkę,
Dziękuję wszystkim tym, które upominały się o nowy rozdział,
Dziękuję za Waszą obecność, bo bez niej nie byłoby tej historii.
Dziękuję :*

Całuję,
Wasza Dzuzeppe.


Podziękowanie i przeprosiny 

Na początek chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali, komentowali, informowali mnie o swoich nowościach... Przede wszystkim chcę podziękować Dzuzeppe, za to że namówiła mnie na "pisanie" czegokolwiek, zawsze jest kiedy jej potrzebuję, nawet kiedy ja zawalałam, ona was nie opuszczała i za to, że zyskałam bardzo bliską mi osobę... 
dziękuję kochanie :*

Teraz przeprosiny 
Przepraszam, za to, że często mnie nie było przy publikacji. Ba nie było mnie nawet przy pisaniu. Z czystym sercem mogę powiedzieć, że gdyby nie Dzuzeppe, to widziałybyście tylko te dwa rozdziały napisane przeze mnie ... No cóż wena mnie opuściła już dawno. Do tego problemy rodzinne i osobiste. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i nie będziecie mieć żalu... 

Dziękuję za wszystko i całuję :* Kari

niedziela, 25 maja 2014

Sobotnie 24.

Proszę włącz...



Daria.

Tak wielu ludzi myśli, że ci się poszczęściło w życiu. Wielu uważa, że masz wszystko, czego młodej kobiecie do życia potrzeba. Masz przecież czekające w Polsce stanowisko, masz zaliczony staż w jednej z najlepszych na świecie redakcji sportowych, masz kochającego mężczyznę u boku. Brakuje tylko małego szkraba, a twoje życie z pozoru byłoby idealne. Właśnie głupie pozory. Bo przecież wcale, a wcale nie jesteś teraz szczęśliwa, mimo że stanowisko w pracy jest twoje. Nie jesteś, bo stało się coś, czego tak cholernie mocno żałujesz, co z chęcią zamieniłabyś nawet na swoją własną śmierć w najbliższym czasie, byleby wszystko wróciło do normy. Jednak tak się nie da. Nie odzyskasz Karola poprzez pstryknięcie palcem, nie sprawisz, by powróciły te dobre chwile. Nie masz takiej czarodziejskiej mocy. Teraz właśnie chciałabyś, by cały wyjazd do Londynu okazał się snem, byście znów oboje śnili, byście obudzili się rano i byli razem ze sobą szczęśliwi. Przecież nie pragniesz tak wiele.

Od miesiąca już nie rozmawiałaś z Karolem. Nie chciałaś niszczyć waszej miłości, ale mimowolnie udało cię się doprowadzić ją do kresu wytrzymałości i pozwolić by cienka nić uczucia pękła. Nigdy nawet przez myśl nie przeszło ci to, że kiedykolwiek możesz zostać postawiona przed wyborem dotyczącym twojego związku. Od miesiąca również co noc płaczesz w poduszkę, wylewając litry łez. Schudłaś, wyglądasz jak siedem nieszczęść i tak się właśnie czujesz. Całe twoje obecne życie jest wielkim nieszczęściem. Jedyną rzeczą, która sprawia, że dzisiejszego dnia jeszcze się uśmiechasz jest to, że już za kilka godzin znów postawisz krok na polskiej ziemi, w swojej Warszawie, w swoim mieście. Przynajmniej święta spędzisz w miejscu, które kochasz od dziecka razem z dziadkami, którzy tak samo jak ty dziś przyjeżdżają do Warszawy. Nie powiedziałaś im o Karolu. Nie chciałaś. Straciłaś go przez własną głupotę, a tym nie ma się co chwalić.

- Witam moją kochaną siostrzyczkę, która wreszcie raczyła wrócić do domu! - doskonale wyczuwasz irytację w głosie brata. Dziwisz się, że to właśnie on odbiera cię z lotniska, a nie Baśka, ale czego się mogłaś spodziewać. Przecież Kowalska siedzi już pewnie w Gdańsku i dopina ostatnie szczegóły ślubu.
- Ja rozumiem, że z twoją przyjaźnią z Karolem nie wygram, ale proszę cię, chociaż ty daj mi żyć... - ciągniesz swoją walizkę, odchodząc kilka kroków dalej.
- Gdzie tak pędzisz?
- Tam, gdzie moje miejsce...
- Jakoś nie wierzę, że idziesz do Karola... - odwraca cię w swoim kierunku, a w twoich oczach stają łzy. - Przepraszam... To dziwne dla mnie i cholernie trudne, bo Karola znam od dziecka, a o tym, że mam ciebie, dowiedziałem się półtora roku temu... Wybacz mi...
- Wybaczam, w końcu jesteśmy rodzeństwem, Wrona - wtulasz się w niego i dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, jak to jest mieć starszego brata. Andrzej odwozi cię na osiedle, a którym mieszkasz. Na parkingu dostrzegasz już dwójkę starszych ludzi, sprzeczających się o numer twojego mieszkania, więc pospiesznie zabierasz swoje rzeczy. - To wesołych świąt, braciszku i do zobaczenia już w pierwszy dzień świąt w Gdańsku.
- Najlepszego, siostra - całuje cię w policzek i mocno przytula. - Ja życzę ci jedynie tego, żeby wszystko się jakoś poukładało z tym Kłosem...
- Andrzej...
- No już siedzę cicho. Leć do dziadków, pozdrów ich i życz wesołych świąt. Do zobaczenia.

Wchodzicie na chwilę do domu, by zostawić walizki i chwilę odpocząć. Potem wyruszacie na zakupy świąteczne do galerii. Znów przed oczami stają ci sceny ze snu, kiedy to tak samo chodziłaś z dwójką najważniejszych osób w życiu po sklepach w poszukiwaniu prezentów dla rodziny, gdy razem z babcią kupowałyście produkty spożywcze. Chce ci się płakać, bo teraz nie będzie już tak jak w śnie, Karol ci się nie oświadczy. Ba! Prawdopodobnie nawet ze sobą nie porozmawiacie. Gdy na dworze robi się ciemno podwozisz dziadków do mieszkania, pomagasz zanieść zakupy na górę, by samej wybrać się jeszcze na miasto. W swoje ulubione miejsce w Warszawie zimą. Jedziesz na starówkę, by popatrzeć na pięknie mieniącą się dużą choinkę. To chyba jedynie miejsce w mieście, gdzie nikt nie ma do ciebie żalu, nie jest na ciebie zły, niczego nie żąda. Siadasz więc na jednej z wolnych ławek i przyglądasz się spieszącym się ludziom. Tak wiele straciłaś przez kończący się za tydzień rok. Nic nie jest takie, jakie chciałabyś, żeby było.

Wigilijny poranek to czas największych przygotowań. Babcia krząta się po twojej kuchni, a ty razem z dziadkiem ubierasz żywą choinkę, kupioną dzień wcześniej. Około szesnastej bierzesz prysznic i przebierasz się w świąteczną sukienkę. Podchodzisz do okna w sypialni. Pierwszy raz od kilku lat na święta spadł śnieg, na zewnątrz jest tak pięknie. Słyszysz dzwonek do drzwi, co oznacza, że zaproszona rodzina brata mamy właśnie przybyła. Pamiętasz z dzieciństwa, jak wszyscy razem jeździliście na wakacje nad morze, jak świetnie bawiłaś się wtedy z Beatą i Łukaszem, rodzeństwem ciotecznym. Dziś zobaczysz się z wujostwem oraz siostrą i jej rodziną. Kilka minut później całe mieszkanie tętni życiem, rozbrzmiewa śmiech małej Melki, twojej czteroletniej chrześnicy. Nawet już nie pamiętasz, kiedy po raz ostatni tak dobrze spędziłaś Wigilię. W zeszłym roku byłaś sama jak palec w Londynie, dwa lata temu u dziadków. Chciałabyś, aby ta Wigilia ze snu kiedyś wydarzyła się naprawdę. 

- Nie boisz się tak wracać do domu w środku nocy?
- Nie jestem już sama, bo cały czas idziesz za mną... - odpowiadasz spokojnie, nawet nie odwracając się do tyły, czy zatrzymując. - Zresztą, złego podobno diabli nie biorą.
- Przecież nie jesteś tą złą...
- Ale to ja po części spieprzyłam nasze życie, Karol...
- Razem je spieprzyliśmy - zostawia cię samą pod drzwiami wejściowymi. Chce ci się płakać, wyć z rozpaczy. Tylko takie zachowanie niczego nie zmieni.



Karol.

Przeraźliwe zimno. Nie tylko chłód powietrza, ale i zimno między Tobą a Darią. Nie potrafiłeś podejść do niej, nic nie mówić, przytulić ją do siebie z całych sił i już nigdzie nie puszczać. Nie potrafiłeś się przełamać, mimo że serce samo się do niej rwało. Rozdarcie człowieka na dwie części może spowodować tylko jedno uczucie - miłość, ta prawdziwa i jedyna. Oby tylko całkowicie nie zniknęła z twojego życia. Wtedy wszystko straci swój kolor i nawet meble nie pozwolą ci zapomnieć. Ze wszystkim związane są wspólne wspomnienia, których wymazać nie jesteś wstanie, ba!, nawet tego nie chcesz. Ale te kilka słów wypowiedzianych miesiąc temu nadal huczy w twojej głowie, powodując to, że głowa zapanowuje nad sercem, robiąc to, co nie ma żadnego sensu. Żyjąc samemu, kładąc się spać samotnie, nie uśmiechając się. To twoja codzienność i nawet obecność w Warszawie w rodzinnym domu na święta ci nie pomaga, bo dwa lata temu było o niebo lepiej.

Razem z Andrzejem jedziecie do Gdańska, gdzie już jutro twój przyjaciel się zaobrączkuje, choć od zawsze obaj uważaliście, że to ty sam pierwszy wypowiesz sakramentalne "tak". Stanie się jednak inaczej. Jutro będziesz jego świadkiem. W drugiem samochodzie, gdzieś za wami, jadą wasi rodzice, którzy postanowili wybrać się w podróż razem. Jedynie ten dorosły mężczyzna, kierujący maszyną, będący twoim najlepszym przyjacielem, potrafi jeszcze wykrzesać z ciebie naturalny, niewymuszony uśmiech, opowiadając żarty. Docieracie wreszcie do wynajętego na czas wesela hotelu, gdzie jest już cześć zaproszonych gości. Wrona od razu pędzi do środka, gdzie czeka na niego Basia, a ty postanawiasz powłóczyć się po okolicznym ogrodzie zasypanym śniegiem, który dodatkowo prószy z nieba na ciebie, zbiera się na włosach, rzęsach. Pamiętasz, jak dwa lata temu spędziliście razem Sylwestra, jak było wtedy cudownie, jak wielce przełomowy był to moment w waszym życiu. Czasu niestety nie da się cofnąć i wrócić do tych lepszych chwil.

- Karol, a kiedy Daria przyjedzie? Tak długo się nie widzieliście... - do twojego pokoju wchodzi mama.
- Mamo, proszę cię... Wiesz, że nie jest tak ja było, ba!, praktycznie to nie ma niczego.
- Dziecko, wszystko da się naprawić, trzeba tylko chcieć i kochać. Wy chcecie i nadal się kochacie...
- Skąd niby wiesz, co czuje Daria?
- Nie zapominaj, że polubiłam się z jej babcią... - rozchyla swoje ramiona. - Chodź ty mów wielkoludzie, którego rodziłam przez dwadzieścia godzin - układasz głowę na jej kolanach. - Dziecko, może i jestem już stara, ale na ludziach się znam i wiem, że za jakiś czas będziemy tańczyć razem na waszym weselu.
- Mamo, na razie, to my nawet nie jesteśmy razem...
- Więc zrób coś.

Całuje cię w czubek głowy i wychodzi z pokoju. Zamykasz na chwilę oczy. Wyobrażasz sobie to, jakby Daria wyglądała w białej sukni ślubnej, jak piękny byłby jej uśmiech, jak wielką miałbyś ochotę zamknąć się z nią gdzieś na uboczu i nie wypuszczać ze swoich ramion przez długie dni. Jesteś tak daleko od swoich marzeń. Wstajesz wreszcie z łóżka, ubierasz się ciepło i opuszczasz budynek. W drzwiach wejściowych do hotelu mijasz się z dziadkami Darii, którzy mimo wszystko ciepło się z tobą witają, traktując cię nadal jak chłopaka swojej wnuczki, a nie obcego mężczyznę. Pomagasz wnieść ich bagaże na odpowiednie piętro, prowadzisz do restauracji, gdzie trwa świąteczna kolacja dla wszystkich gości i wreszcie wychodzisz. Na zewnątrz jest kompletnie ciemno, jedynie latarnie oświetlają parking przez hotelem. Jednak ty znów idziesz do ogrodu. Chcesz pobyć sam, chcesz pomyśleć, zastanowić się, jak spróbować to wszystko naprawić.

Siadasz na ławce przy małym zamarzniętym stawie. Na niebie migoczą się tysiące gwiazd. Tak bardzo chciałbyś, aby spadające gwiazdy rzeczywiście zgodnie z legendą spełniały pomyślane życzenie, bo dzisiejszej nocy widziałeś już takich kilka. Księżyc prezentuje całą swą okazałość. Podczas jedynych wspólnych wakacji do późna przebywaliście na dworze i wpatrywaliście się w Księżyc, mówiąc sobie, że jeśli będziecie nawet na dwóch krańcach świata, to patrząc w Księżyc będziecie obok siebie. Chciałbyś, żeby była obok, nawet nie odzywając się. Nagle słyszysz skrzypnięcie śniegu pod wpływem czyiś stóp, a po chwili przekleństwo wypowiadane przez kobietę gdzieś w oddali. Odwracasz się i widzisz Darię, która leży w śniegu. Nie obchodzi cię to, jak zareaguje na twój widok. Podchodzisz do nie, pomagasz wstać. Początkowo jest wystraszona, lecz po chwili spokojnieje.

- Nasze spotkania noce w dziwnych miejscach stały się chyba tradycją - sam nie wiesz, czy na pewno uśmiechnęła się do ciebie radośnie czy też może zwyczajnie wyśmiała zaistniałą sytuację. 
- Wolałbym, żeby miały miejsce w innych okolicznościach i były codziennością - odpowiadasz i ruszasz za nią. - Jest zimno, wracajmy do hotelu.
- Nie mam ochoty udawać tam, że wszystko jest w porządku, skoro tak nie jest. Ale ty możesz iść.
- Nie, pobędę z tobą... - to dziwne. Niby nie jesteście ze sobą, a możecie rozmawiać, nawet czasami uśmiechnąć się do siebie. Brakowało ci jej obecności obok. Może i nie słuchasz tego, jak opowiada ci o prawy z Londynie, ale masz inne zajęcie. Napawasz się jej wyglądem, starając się zapamiętać najdrobniejszy szczegół jej urody. Dopiero po godzinie postanawiasz za was dwoje i siłą zaciągasz ją do hotelu, gdzie okazuje się, że w rezerwacji nieobecni Baśka i Andrzej podali was jako parę i macie wspólny pokój, w zasadzie to apartament. Widzisz, jak w Wasilewskiej rośnie poziom złości, więc odciągasz ją od recepcjonistki i prowadzisz na górę. - Jeśli chcesz, to mogę wyjść i spać na kanapie u rodziców, albo wynająć sobie inny pokój...
- Nie, nie trzeba, Karol... W końcu chyba się nie pozabijamy... Przecież tyle razy spaliśmy w jednym łóżku... - kończy, układając się starannie na jednej połowie. Bierzesz szybki prysznic i po dwudziestu minutach oboje leżycie już na miękkim materacu. Każde przy brzegu swojej części. Słyszysz, jak wierci się, jak głośno oddycha. Ty robisz dokładnie to samo, ale nie masz odwagi, żeby odwrócić głowy w jej stronę. - Ja tego nie wytrzymam! - podnosi się wreszcie, siadając na łóżku.
- Daria, jak naprawdę mogę wyjść...
- Ani się waż! - łapie cię za nadgarstek, gdy masz zamiar wstać. - Nie idź nigdzie - patrzy prosto w twoje oczy. - Połóż się i  zamknij oczy... - prosi. Kładziesz się na plecach, a po chwili czujesz już jak układa się na twoim ramieniu, obejmując cię mocno, składa pocałunek na twojej klatce piersiowej. - Dlaczego byliśmy tacy głupi?
- Nadal jesteśmy głupi...
- Ale teraz przynajmniej mam cię obok...


~*~*~

Witam :D
I Przepraszam od razu za opóźnienia. ;)
Od razu mówię, nic nie jest jeszcze do końca wyjaśnione... 
Znacie moją wredotę, nie?
Szczerze mówiąc, komunikuję, że został jedynie Epilog :((
Jeśli jeszcze tu z nami jesteście i chcecie, żeby pojawił się w przyszły weekend, a nie później, to napiszcie coś ;) A jeśli nie, to spokojnie, Epilog i tak opublikujemy z Kari ;)

Pozdrawiam serdecznie,
Dzuzeppe :*

Żądza trzynasta.  /  Pytania?  /  To, co piszę. To, co czytam.

Ps. Przepraszam za błędy ;/

sobota, 17 maja 2014

Sobotnie 23.


Daria.

Nie pamiętasz już chyba nawet, jak dokładnie wyglądają rysy jego twarzy, gdzie dokładnie ma pieprzyki na plecach, jak szerokie są jego ramiona. Kontaktowanie się ze sobą za pomocą Internetu przez kolejne pół roku nie służyło temu, żeby przypomnieć sobie tyle ważnych szczegółów, które kiedyś mogłabyś odnaleźć na ciele Karola z zamkniętymi oczyma. Zapomniałaś, jak to jest mieć go obok codziennie, móc się do niego przytulać, całować, kochać się z nim. Ba! Ty odzwyczaiłaś się spać z kimś po drugiej stronie łóżka, bo przebywanie z nim jedynie tydzień na wakacjach to zdecydowanie za mało czasu. Zaczęłaś jednak każdej nocy bać się snu. Bać się ciemności, w której odnaleźć właściwą drogę musiałabyś sama, nikt nie byłby ci w stanie pomóc, nikogo nie byłoby obok.

Kolejne dnie w pracy są takie same, nic cię już nie cieszy, nie zadowala. Nawet propozycja stanowiska na stałe nie przynosi uśmiechu. Coraz więcej wieczorów spędzasz w różnorakich pubach, gdzie robisz to, czego tak długo w twoim życiu nie było. Upijasz się, nie zwracając nawet wagi na to, że ktoś może zrobić ci krzywdę. Wypełnisz do końca staż i wracasz do domu, do Polski, do miejsca, gdzie naprawdę jesteś potrzebna, gdzie naprawdę będziesz szczęśliwa, gdzie naprawdę ktoś cię kocha. Musisz wrócić, bo dalsze życiu w Londynie pozbawia cię wszystkiego, co powodowało, że na twojej twarzy pojawiał się uśmiech, a serce zaczynało bić szybciej. Londyn z każdym kolejnym dniem pobytu zabiera ci źródło szczęścia, zabiera Karola.

- Umawialiśmy się, że dziś będziesz wcześniej - mówisz z wyrzutem, gdy odbiera połączenie internetowe przez komunikator. - Mamy teraz mało czasu...
- Przepraszam, trening się przeciągnął... - nawet nie patrzy na ciebie. Ucieka wzrokiem. To boli. - Dasz mi pół godziny? Zrobię sobie coś do jedzenia i wracam za chwilę... - nie czeka na odpowiedź, zwyczajnie znika ci z ekranu, odchodzi od laptopa. Nie masz już sił. Tak cholernie mocno brakuje ci go obok, a jego oschłość i bijące zimno ranią twoje delikatne serce. Rozłączasz połączenie, wyłączasz komputer, zwijasz się w kłębek na łóżku. Masz dosyć samotności, ciszy, zimnej obok poduszki. Przestajesz sobie ze wszystkim radzić, jak za sprawą machnięcia czarodziejskiej różdżki. Dodatkowo każde kolejne spojrzenie na zdjęcie przy łóżku odbiera ci siły na wszystko. Nie chce ci się rano otworzyć oczu, nie chce ci się gnać do redakcji, nie chce ci się jeść. Najchętniej nie wychodziłabyś spod ciepłej kołdry, całe dnie przepłakała i z utęsknieniem oczekiwała na dzień powrotu do kraju. Na ściennym kalendarzu skreślasz kolejne dni, jesteś szczęśliwa, że pozostał jedynie miesiąc.

Kolejnego dnia zrywasz się z łóżka przed ósmą rano, żeby odebrać Baśkę z lotniska. Zdałaś sobie sprawę, że twój sen sprawdził się również w kontekście Wrony i twojej przyjaciółki, którzy biorą ślub w Drugi Dzień Świąt Bożego Narodzenia. Wymeaigowana rzeczywistość stała się prawdziwym życiem w przypadku Andrzeja i Basi. Ból sprawia ci fakt, że między tobą a Karolem nie jest tak, jak było w śnie, że nie tworzycie razem rodziny. Punktualnie o dziewiątej wyczekujesz już w sali przylotów swojej przyjaciółki, z którą spędzisz cały weekend. W czasie pobytu w Londynie wasz kontakt bardzo się zmniejszył, ale nadal byłyście najlepszymi przyjaciółkami, a za dwa miesiące staniecie się rodziną za sprawą ślubu. Najbliższe dni będą niejako początkiem wieczorem panieńskim, który odbędzie się za tydzień, a ty do Polski przylecieć nie zdołasz. W końcu widzisz ją uśmiechniętą, więc i na twoją twarz wkrada się nieśmiały uśmiech.

- Dobra, jesteśmy pijane, więc mogę wreszcie zapytać. Co się dzieje między tobą a Kłosem, co? I nie wmawiaj mi, że nic, bo to ja jestem w Polsce i doskonale widzę, jak z każdym dniem jest smutniejszy... No czekam... - zaczyna, gdy obie siadacie wreszcie przy barze po kilkudziesięciu minutach tańczenia.
- Basia, ja sama nie wiem, co się dzieje... Kiedy dostałam propozycje, to jednocześnie chciałam, żeby pozwolił mi się rozwijać i nie miał z tym kłopotu, ale chciałam również tego, żeby powiedział mi, że mam zostać, bo mnie kocha i nie wytrzyma beze mnie tyle czasu... A teraz? Wszystko się jakoś miedzy nami zaczęło rozchodzić... My już nawet nie rozmawiamy ze sobą codziennie, nie piszemy do siebie, a z widzeniem się to już kompletna klapa... Zmarnowałam chyba swoją jedyną szansę na miłość, Baśka...

Dalsza zabawa byłaby dla was obu udręką, więc wróciłyście do twojego mieszkania i momentalnie zasnęłyście razem w sypialnianym łóżku. Znów czułaś się tak, jakby był to pierwszy rok studiów, jakbyście mieszkały razem. Następnego dnia towarzyszy wam ból głowy. Dopiero po południu wyruszacie na zakupy, by zdobyć idealne kreacje na przyjęcie weselne oraz poprawiny. Takiego dnia pełnego śmiechu, luzu i najlepszej przyjaciółki obok było ci potrzeba. Uśmiech nie chciał zejść ci z ust nawet po zobaczeniu ceny, jaką zapłacić musiałaś za dwie kreacje. Dwa dni spędzone w towarzystwie Basi naładowały cię dobrym humorem i energią na ostatni miesiąc w Londynie. Podjęłaś decyzję, nie zostajesz w stolicy UK na pełen etat w redakcji. Wracasz do Polski. Wracasz do miejsca, gdzie naprawdę jesteś potrzebna.

- Daria, obiecaj mi, że nie pozwolisz na to, żebym to wszystko między wami się skończyło, słyszysz? - zaczyna podczas pożegnania na lotnisku. - Daria, obiecaj! - nakazuje.
- Obiecuję...



Karol.

Pierwszy wolny weekend, którego nie musisz spędzać na hali, ćwicząc nowe zagrania z Niko, wylewając siódme poty na siłowni, czy wreszcie rozgrywając kolejne pojedynki w Pluslidze. Przerwa jednego zespołu w czasie każdej kolejki meczów jest ci teraz potrzebna, aby wreszcie zająć się przygotowaniami do ślubu przyjaciela, gdzie masz być drugim najważniejszym mężczyzną. Do tej pory nie było na to czasu, z resztą nawet nie chciało ci się do tego zabierać. W końcu nawet głupie przeglądanie wspólnych zdjęć z Darią na pewno było lepsze od bezczynnego chodzenia po galerii. Te wszystkie pamiątki nie pozwoliły ci do tj pory zapomnieć i przestać kochać.

Zastanawiasz się ostatnimi czasy, dlaczego tamtej nocy wyszła bez pożegnania, dlaczego zwyczajnie uciekła, dlaczego nie chciała, byś odwiózł ją na lotnisko, pocałował gorąco i pozwolił lecieć? Może zwyczajnie bała się, że jej nie pozwolisz? Może bała się, że z tobą obok sama nie będzie potrafiła przejść przez odprawę, że nie wsiądzie do samolotu? A może zwyczajnie chciała w ten sposób zakończyć jakiś etap w swoim życiu? Wszystkie myśli cię przerażają i paraliżują swoją treścią. Masz już dość analizowania każdego słowa, masz dość wszystkiego. Nic nie sprawia ci radości i nie daje takiej radości, jak jej widok. Sam nie wiesz, co się wtedy z tobą dzieje, gdy jest po drugiej stronie monitora. Z jednej strony serce zaczyna wariować, z drugiej starasz się unikać jej wzroku, który przenika cię całego. Jest jak noktowizor, którego cholernie się boisz. Boisz się, bo widzisz w nim smutek.

Wrona przymierza właśnie swój ślubny garnitur, a pani krawcowa nanosi ostatnie poprawki, dzięki którym nawet na takim wielkoludzie szwy nie trzasną na plenach podczas schylania się. Radość, jaka od niego emanuje udziela się nawet tobie. Kiedyś, jak byłeś nastolatkiem, wyobrażałeś sobie, jakby to mogło być, gdybyś swój własny ślub miał wziąć w okresie Świąt Bożego Narodzenia, w czasie zimy, gdzie wokół byłoby pełno śniegu, biel sukni twojej przyszłej żony zlewałaby się z otoczeniem, u wszystkich gościłby uśmiech na twarzach. Byłoby tak pięknie, tak magicznie. Zazdrościsz Andrzejowi, swojemu najlepszemu przyjacielowi, który jest bardziej jak brat. A przecież sam mogłeś dzisiejszego dnia mierzyć garnitur, a za nieco ponad miesiąc stać na ślubnym kobiercu. Mogłeś jedynie nie pozwolić jej jechać. Ale czy bycie z kimś nieszczęśliwym dałoby ci szczęście?

- Karol, ty w ogóle mnie słuchasz? - przyjaciel wybudza cię ze snu pośród własnych myśli, gdy znajdujecie się wreszcie w jednym z gdańskich hoteli, gdzie ma odbyć się przyjęcie weselne. Dopiero co dowiedziałeś się, że Basia pochodzi właśnie z twojego ulubionego nadmorskiego miasta.
- Dobrze wiesz, że nie, więc po co pytasz?
- Ściągnij ją do Polski, albo sam do niej jedź, bo jeszcze chwila i nie będzie czego scalać. Zawalcz o swoje szczęście.

Samotność w mieszkaniu nie wzbudza już w tobie dziwnych reakcji. Przyzwyczaiłeś się, że wracając do domu, nikogo nie zastajesz, nikt na ciebie nie czeka. Nie czujesz już nawet smutku, widząc codziennie te same rzeczy w tych samych miejscach, bo przecież kto miałby je przestawić. Nie masz ochoty nawet na spotkania z kolegami z drużyny. Na nic nie masz ochoty, ani sił. Dziś jednak coś głęboko w sercu każe ci włączyć laptopa, zalogować się na Skype i czekać, aż Daria będzie dostępna o ustalonej rok temu porze. Spóźnia się parę minut, lecz dla ciebie nie ma to znaczenia. Krew zaczyna pulsować i krążyć w twoim ciele coraz to szybciej, temperatura ciała nieznacznie pnie się ku górze, uśmiech wkrada się na usta, w oczach pojawiają się silnie jarzące się ogniki. Serce zaczyna bić dla niej.

- Daria, ja już dłużej tak nie wytrzymam... - wyrzucasz wreszcie z siebie po kilkunastu minutach rozmowy. Widzisz, jak smutnieje, jak wesołe dotąd oczy tracą blask, jak unika twojego spojrzenia. - Nie wytrzymam w Polsce kolejnych dni bez ciebie, nawet jeśli do twojego powrotu został miesiąc. Proszę pozwól mi do siebie przylecieć, albo ty wróć do mnie. To jedyne rozwiązanie...
- Ja... Przecież wiesz, że nie mogę przylecieć, przecież ty masz sezon... Wiesz, że nie spełnię twojego oczekiwania. Kocham cię, ale nie mogę zrezygnować teraz, gdy pozostał jedynie miesiąc. Wytrwamy ten czas, słyszysz? - nic nie odpowiadasz, milczysz, spuszczasz wzrok. - Karol, proszę cię, powiedz, że wytrzymasz...
- Daria... Nie, ja już dłużej nie wytrzymam... Wyjścia są swa, albo ja lecę do ciebie, albo ty do mnie... Trzeciej opcji nie ma... Albo nie, jest... Oznacza, że to koniec...

Powiedziałeś to. Postawiłeś jej warunek. Chyba zawalczyłeś(?). Chyba... Nie jesteś pewien, czy na tym właśnie powinna polegać walka. W ogóle niczego ostatnio nie jesteś pewien. Ubierasz się, wychodzisz z mieszkania, wsiadasz do samochodu. Jedziesz do Warszawy, do rodzinnego domu. By choć na chwilę pozbyć się problemów, by poczuć się jak dzieciak, który wszystko ma podane na tacy, który o nic nie musi walczyć, o nic się starać. Chcesz być gówniarzem, by móc przeżyć swoje życie od nowa. W tym momencie jedynym ukojeniem i lekiem na zło są ramiona matki, która mimo późnej pory otworzyła ci drzwi, spojrzała na ciebie, rozłożyła swoje ramiona i pozwoliła stać się tym małym dzieckiem. Pozwoliła odciąć się od zaistniałej sytuacji.

~*~*~

Hejo :D
Wiem, zabijecie mnie (Kari zostawicie w spokoju, bo nie ma z tym szalonym pomysłem nic wspólnego ;) Trzymaj się i pamiętaj, że jestem :* ), ale w końcu to opowiadanie nie można by było nazwać moim, jeśli coś by się nagle nie schrzaniło ;P
Jeszcze dwa ;(((
Znów ta sama piosenka, bo jest ona genialna ;)
Zapraszam na świeżą Żądzę Dwunastą oraz na Aska.
Całuję,
Dzuzeppe :*

Ps. Niech wreszcie przestanie padać...
Ps2. Potrzebuję czasu, chciałby ktoś odsprzedać?
Ps3. Potrzebuję śmiesznego scenariusza zakończenia roku, a konkretnie scenek opisujących moją klasę :D Pomoże ktoś na Gadu?

niedziela, 11 maja 2014

Sobotnie 22.


Życie to podobno chwile ulotne. Momenty, które człowiek powinien zapamiętać, umieścić głęboko w sercu, aby po jakimś czasie móc spokojnie je wspominać. To takie wyjątkowe chwile, które sprawiają, że ma się ochotę iść dalej na przód. Godziny, które dodają sił do walki, do stawienia czoła przykrej rzeczywistości. Ulotność tych chwil jest przerażająca, ale własnie na tym polega sens istnienia człowieka na Ziemi, który sam jest jedną wielką ulotnością, kiedyś zniknie bez śladu w przestworzach kosmosu. Może to i prawda, a może jedynie ludzkie wymysły. Ulotność chwil spędzonych z Darią jest najgorszym przeżyciem, jakie mogło cię spotkać. Ulotność to katorga, na którą nie zasługuje nawet najgorszy zbrodniarz po to, aby uświadomił sobie, jak było dobrze do tej chwili. Ulotność, to uczucie, które już od pół roku ciągnie się w twoim życiu i nie chce za żadne skarby odpuścić. Ulotność chwili zaczyna powoli wypełniać każdą kolejną godzinę egzystencji na Ziemi.

Najgorsze są ulotne wspomnienia. Te, które są najlepsze, a tak szybko popadają w niepamięć, i pewnie gdyby nie mnóstwo wspólnych fotografii, to części już byś nie pamiętał. Właśnie dlatego od jakiegoś czasu każdy wieczór spędzasz tak samo. Siedzisz na sypialnianym łóżku, w ręku trzymasz butelkę wina, dokładnie takiego, jakie kochała, w tle codziennie gra ta sama płyta z waszymi ulubionymi piosenkami, które zwykliście słuchać w podróżach samochodowych, przed oczami masz stos zdjęć. Cholernie mocno brakuje ci jej obecności obok, ciepła ciała, które dotykałeś, malinowych ust, które całować mogły tylko ciebie, aksamitnego głosu, który tylko tobie szeptał "Kocham Cię, Sobotni", uśmiechu, który towarzyszył ci o poranku, kiedy to spędzała z tobą weekend. Brakuje ci dosłownie wszystkiego, co jakiekolwiek wspomnienia związane ma z Wasilewską. W końcu czas od ostatniego spotkania z każdą sekundą rośnie, a ponowne zdarzyć się może dopiero w wakacje. Skoro wytrzymałeś już pół roku, to zdołasz wytrzymać i drugie pół, kiedy to wróci po skończonym stażu. Przynajmniej masz nadzieję, że wróci.

- Z każdym dniem i kolejną rozmową widzę coraz to większy uśmiech na twojej twarzy.
- Jestem tu szczęśliwa - uśmiecha się do ciebie za pośrednictwem ekranu laptopa. Wygląda inaczej. Nie jest już tą wesołą, zwariowaną dziewczyną z długimi rozwianymi włosami, które niesfornie zaczynały się kręcić. Jest znacznie poważniejsza, skróciła włosy, zmieniła styl ubierania się. Jednym słowem zmieniła się. 

Święta Wielkanocne już jutro, więc przemierzasz dziesiątki kilometrów, żeby na czas dotrzeć do rodzinnego domu. Daria nie wróci do Polski na święta,  bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Ostatnio na nic nie ma czasu. Strasznie mocno za nią tęsknisz, chcesz znaleźć się obok niej choć na chwilę. Musisz ją pocałować, przytulić do siebie, wtulić się w zagłębienie szyi. Wariujesz. Matka od progu wita cię mnóstwem jedzenia, jednak na nic nie masz większej ochoty. Czujesz się wypalony. Po postnej kolacji ukrywasz się w pokoju, gdzie nikt nie zajrzy, nie krzyczy, nie zawraca ci głowy. Nie masz ochoty, by patrzeć na rodzinne szczęście, nawet wiedząc, że to również i twoje szczęście, że to również ty je tworzysz. Przed samym zaśnięciem znów myślisz jedynie o Darii. Znów przypominasz sobie, jak to było wam razem. Zamknięte oczy ułatwiają pracę wyobraźni, która choć na moment pozwala poczuć ci się tak, jakby Wasilewska była obok.


- Jedź do niej. - głos siostry wybudza cię z letargu już po Wielkanocnym śniadaniu.

- Przecież to nie możliwe. 
- Karol, kochasz ją? 
- Tak... Przecież nie mógłbym od tak przestać kochać kobiety swojego życia...
- Więc nie pozwól, żeby to życie ci się  nagle spieprzyło.

Rezerwacja biletów na wieczór, szybkie pakowanie walizki, krótka rozmowa z rodzicami. Jesteś gotowy do podróży. Tak bardzo ci jej brakuje, tak cholernie mocno chciałbyś ją już w tej chwili przytulić, tak mocno pocałować i nie wypuszczać ze swoich ramion. Lot samolotem ze słuchawkami w uszach jest katorgą, ale prowadzi do szczęścia, do najważniejszej kobiety w życiu, do własnego źródła szczęścia. Więc, kiedy czujesz ląd pod stopami oddychasz spokojnie, chwytasz walizkę i udajesz się pod adres, który podała ci kilka miesięcy temu. Jesteś ciekawy, jak zareaguje, czy będzie szczęśliwa, czy rzuci ci się w ramiona. Chyba musi, przecież kocha cię tak samo jak ty ją, ty byś tak zrobił. Płacisz za kurs, wchodzisz na trzecie piętro jednej z londyńskich kamienic, odszukujesz drzwi numer 13, pukasz. Nie otwiera, nie ma jej, mogłeś zadzwonić, uprzedzić. Ale przecież ty ją kochasz, więc powinna tu być, przecież jest późno...




Daria.

Pierwsze święta, których nie spędzasz razem z dziadkami w Krakowie, pierwsze święta, kiedy jesteś zupełnie sama, pierwsze święta, kiedy tak bardzo brakuje ci bliskości drugiej osoby, brakuje ci Karola. Nawet nawał obowiązków w redakcji nie jest w stanie wynagrodzić ci tęsknoty, która nie maleje z mijającymi kolejnymi dniami. Nawet bezpośredni kontakt z dziedziną sportową w pracy nie daje ci przyjemności, takiej jak dawało samo oglądanie meczy Karola na żywo w Energii, gdy siedziałaś w jego koszulce i zawzięcie kibicowałaś Skrze. Chciałabyś wrócić teraz do tamtych chwil. Chciałabyś jeszcze raz przeżyć magiczną "Sobotnią Noc" z Karolem. Chciałabyś może zwyczajnie mieć go obok? Chciałabyś przytulić się teraz do niego i zasnąć u jego boku. Możesz jednak przytulić się do poduszki, zamiast jego torsu, możesz wąchać zapach jego starego swetra, niż zapachu żelu pod prysznic na jego nagim ciele. Możesz jedynie widzieć go w swoich snach.

- Skoro zostajesz w Londynie na święta, to wpadnij chociaż do firmy na kolację. Będą ci, którzy są w podobnej sytuacji, co ty, czyli nie mają tu nikogo bliskiego. 

Propozycja szefowej wybawia cię od bezsensownego wgapiania się w telewizor w Niedzielny Wielkanocny wieczór. Pamiętasz, jak u dziadków zawsze wtedy zasiadaliście wszyscy na kanapie przy rozgrzanym kominku i cieszyliście się swoją obecnością. Pokochałaś te chwile do tego stopnia, że uparłaś się, by w przyszłości sama zasiadać z rodziną w takim właśnie miejscu. Marzysz o tym, by zasiąść wtedy w fotelu razem z Karolem z lampką dobrego wina w dłoni, by patrzeć na bawiące się wasze małe szkraby. Może nie powinnaś wyjeżdżać, może to jest odpowiedni moment na dziecko, może to była właśnie twoja szansa na szczęście? Czasu jednak już nie cofniesz, nie masz takich mocy. Musisz dokończyć staż i wrócić tak, gdzie naprawdę chcesz żyć i u czyjego boku. Na razie jednak ubierasz się elegancko i ruszasz na firmowe przyjecie.

- Pan przy barze oferuje pani swoje towarzystwo i przepysznego drinka - głos kelnera wybudza cię z własnych myśli, kiedy to po kolacji udajesz się do klubu.
- A czy pan przy barze sam nie może mi zwyczajnie zaproponować drinka? - odpowiadasz płynnym angielskim, uśmiechając się do młodego chłopaka.
- Pan przy barze właśnie zmaterializował się obok pięknej pani na kanapie - słyszysz przyjemny męski głos, a obok zasiada przystojny mężczyzna, który pracuje w innym dziale redakcji. - Więc mogę liczyć na przyjęcie mojej propozycji?
- Chyba nie mogę odmówić...

Nie poznajesz sama siebie. Od półtora roku nie zachowywałaś się tak, jak robisz to w tej chwili. Swobodnie flirtujesz z niejakim Peterem, uśmiechasz się kokieteryjnie do jego osoby, mrugasz rzęsami. Zachowujesz się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy miałaś poznać Karola. Jesteś pewną siebie kokietką, a nie jego malutką Darią, którą stałaś się przy nim. Przez głowę przelatuje ci tysiąc myśli na sekundę, ale wszystkie je odrzucasz od siebie i ruszasz na parkiet razem z szatynem. Pozwalasz mu, by przy wolnej piosence przyciągnął cię do swojego torsu, by położył swoje dłonie na twoich plecach, by jego twarz utonęła w twoich włosach. To paradoksalne, ale dziwnie czujesz się przy mężczyźnie wyższym od ciebie w szpilkach o jedynie dziesięć centymetrów. Jesteś przyzwyczajona do przytulania się do wielkoluda, do jego dotyku i jego cichego szeptania kolejnych słów piosenki. Nie chcesz tandetnej podróby swojego ideału, nie chcesz nawet wiernej kopii. Chcesz Karola. Tu i teraz. Natychmiast.

Wybiegasz z klubu, nie patrząc nawet na to, czy zostawisz tam parasol, pełną torebkę, czy może jedynie apaszkę. Nie obchodzi cię w tym momencie nic, oprócz tego, by wrócić do domu i wybrać ten jeden numer do tej wyjątkowej osoby. Nie zwracasz uwagi na strugi deszczu, które spadają na twoją drobną sylwetkę. W końcu ściągasz ze stóp buty, chwytasz je w dłonie i dalszą drogę przemierzasz na boso. Nawet przejeżdżający samochód, który ochlapuje cię wodą, nie jest w stanie spowodować, żebyś przestałą płakać. Sama już nie wiesz, która kropla spływająca po twarzy jest łzą, a która tylko wodą. Wreszcie docierasz do celu, udaje ci się pokonać schodki prowadzące do mieszkania. Podchodzisz do drzwi, wyciągasz klucze z torebki, przekręcasz zamek. Nie spodziewasz się tego, że ktoś jest za tobą, że ma ochotę przytulić cię z całych sił, że jego usta są tak bardzo spragnione twoich.

- Wesołych Świąt Wielkanocnych kochanie... - kładzie swoje dłonie na twoich ramionach, powodując twoje natychmiastowe odwrócenie się. - Musiałem przylecieć...
- Karol, przepraszam... - wybuchasz głośnym płaczem, a on o nic nie pyta, niczego nie oczekuje. Chwyta cię za rękę, wyciąga walizkę do środka, zdejmuje z ciebie przemoczone ubrania, w zamian dając swoją bluzę. Odnajduje twoją sypialnie, niesie cię tam na rękach. Nie odzywa się, chyba nawet nie patrzy. Ty za to bacznie go obserwujesz, gdy chodzi po niewielkim pomieszczeniu tak, jakby zbierał się do powiedzenia czegoś okropnie ważnego dla waszego wspólnego życia. Boisz się. Boisz się, że uczucie zacznie cię ranić, że miłość stanie się katorgą. Boisz się, że to wszystko straciło sens...
- Obiecaj, że nic się między nami nie zmieni, Daria...



~*~*~

Witamy :*
Jest nam przykro, że jest was coraz miej, ale rozumiemy. ;)
Koniec coraz bliżej.
Przepraszamy za opóźnienie, ale obie nie mamy głowy do pisania czy też czytania.
Mamy pytanie. Co sądzicie o piosence? Nadaje się? (pyta Dzuzeppe z kolejnym nierealnym pomysłem :P )
Pokażcie nam, że jednak jesteście i chcecie dowiedzieć się, co przygotowałyśmy dla naszych Sobotnich poprzez skomentowanie tego rozdziału  ;)

Całujemy, ściskamy, kochamy :*
Udanego tygodnia!

Żądza Jedenasta  /  Grześ #13  /  Pytania?

Ps. Przepraszam za błędy ;/

sobota, 3 maja 2014

Sobotnie 21.


Ostatnie miesiące zleciały tak szybko, że nawet nie zdążyłeś dobrze zorientować się, w jakim tempie biegnie czas i nacieszyć Darią przez te kilkanaście tygodni. Najpierw powrót na siatkarski tron mistrzowski ze Skrą, potem początek zgrupowania kadry i pierwsze mecze kwalifikacyjne, krótkie wakacje spędzone z Wasilewską we Włoszech, w końcu przygotowania i sam turniej polskich Mistrzostw Świata. Na wiele rzeczy nie mogłeś nawet zwrócić uwagi, choć ogromnie byś tego pragnął. Raniłeś bliskich, a szczególnie Darię, która ze wszystkim musiała radzić sobie sama. Chyba nie zdziwiłbyś się nawet, gdyby przyszła kiedyś do ciebie, powiedziała, że ma dosyć i wyszła z twojego mieszkania już na zawsze. Czujesz, że możesz na to zasługiwać. Czujesz, że ostatnimi czasy coś się zmieniło.

Początek października i powrót do szarej rzeczywistości nie jest radosny. Nie czekasz z utęsknieniem na kolejny trening, a męczysz się. Może sytuacja odrobinę przypomina tę sprzed roku. Ale tylko odrobinę. Nadal jesteś szczęśliwy, nadal kochasz Darię, nadal to z nią chcesz spędzić resztę swojego życia, nadal jest tą kobietą, która sprawiła, że Karol Kłos przestał być wyrośniętym chłystkiem, a stał się mężczyzną, który wie, czym jest prawdziwa, magiczna miłość. Czym jest sobotnie zauroczenie. Wychodzisz z ostatniego w tygodniu treningu, wzrokiem szukasz samochodu na parkingu. Widzisz czyjąś postać, a po dosłownie kilku sekundach ten wyjątkowy uśmiech kierowany w twoją stronę utwierdza cię w przekonaniu, że mogła być to tylko Ona. Podchodzisz, obejmujesz w talii, patrzysz głęboko w oczy. Nie widzisz w nich tej bezgranicznej radości, a strach. To cię paraliżuje.


- Kocham Cię, Daria - składasz pocałunek na jej spierzchniętych wargach. 

- Zjedzmy dziś razem wyjątkową kolację... 
- Nie chciałaś nigdy wcześniej wychodzić do restauracji...
- I teraz też nie chcę... Zrobię coś u ciebie w mieszkaniu, ale najpierw jedziemy na zakupy.

Tylko ona potrafi sprawić, że poprzez jedno słowo od razu się uśmiechasz. Kręci się miedzy pułkami w supermarkecie, ciebie jedynie obchodzić ma koszyk, który pchasz, oraz to, aby być tuż za nią. Nie patrzysz nawet na to, co ląduje na dnie. Patrzysz jedynie w jej postać, która jakby jaśniała na tle kolorowych produktów. Jest jak gwiazda na zachmurzonym niebie, jak słońce wyglądające w pochmurny dzień, jak światło świecy podczas burzy, jak świetlik ciemnego wieczoru. Podążasz za nią krok w krok, orientując się dopiero przy kasie, że czas zapłacić. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła ci wykładu o równouprawnieniu oraz o tym, że to był jej pomysł. Jej głos tłumisz pocałunkiem, podając kasjerce odpowiednie banknoty. Dziewczyna wychodzi pierwsza z jedną torbą z zakupami, a ty zaraz za nią. Wiesz, że jest zła. Ale taką też ją kochasz.


Od razu znika w aneksie kuchennym, a tobie zakazuje pokazywać się jej na oczy. Nie stosujesz się jednak do polecenia i już po chwili siedzisz na wysokim krześle i przypatrujesz się swojemu szczęściu, które ma zaczerwienione policzki z powodu złości na ciebie. W tle słychać głos wokalisty grupy Coldplay, do której muzyki przekonała cię właśnie Wasilewska. Polubiłeś słuchać połączenia radości, smutku, wiary i miłości we wrażliwej kompozycji. Niekiedy jest ci trudno. Tak bardzo brakuje ci w takich chwilach Darii, która nadal mieszka w Warszawie. Teraz jest idealnie. Taki widok mógłbyś mieć codziennie przed swymi oczyma. Przygotowujesz stół, bo przynajmniej na to ci pozwoliła, nazywając kuchennym nieudacznikiem. Już nie raz to słyszałeś, w końcu ktoś tu zdołał zakopcić całe mieszkanie, smażąc naleśniki na niedzielne śniadanie, które w końcu zjedliście w McDonaldzie.


- Dostałam propozycję pracy... - wiedziałeś, że coś od momentu, gdy pojawiła się w Bełchatowie, zaprząta jej głowę.

- Przyjęli cię do Polsatu? - cieszysz się.
- Nie, Karol... Dostałam propozycję pracy za granicą...


Nie zdawałeś sobie sprawy, że taki moment kiedykolwiek nastąpi, że będziesz przeszkodą w rozwijaniu jej kariery. Nie liczyłeś się z tym, bo przecież to ty jesteś tym sławnym, wielkim siatkarzem, to ty jesteś stworzony do opuszczania bliskich. To powinna być twoja rola. Od teraz wszystko się zmieni. Nie będzie jej na każdy telefon, na wyciągnięcie ręki i ruszenie się do Warszawy czy każdego innego miasta. Nie będzie jej w Polsce. Niejako zniknie z twojego życia. Od zawsze byłeś świadom tego, że miłość to wyrzeczenia, kompromisy, cierpienie. Jednak nigdy nie myślałeś, że sama myśl o tym, że możesz ją stracić na nieokreślony czas, może tak bardzo boleć, może zadawać tyle cierpienia. Jedno jest pewne. Nie możesz stać na jej drodze do kariery i zabraniać się rozwijać. Musisz odpuścić. Musisz pozwolić jej wyjechać.




Daria.

Wiedziałaś, że kiedyś musisz mu powiedzieć. Czas, który biegł nieubłaganie nie był twoim sprzymierzeńcem, a wrogiem, którego musiałaś pokonać, mówiąc mu prawdę. Już od tygodnia próbowałaś powiedzieć mu o wygranym konkursie. Jednak zawsze brakowało ci odwagi, bo przecież przez telefon takich rzeczy się nie mówi. Cholernie boisz się tego jak zareaguje. Talerze powoli stają się puste, więc pora zacząć. Nieważne, że od tej rozmowy może zależeć bardzo dużo. Musisz mieć to już za sobą. Musisz przyjąć na przysłowiową klatę to, co usłyszysz. Głęboko w sercu masz nadzieje, że nie pozwoli ci wyjechać, ale przecież jesteś mocną kobietą. Musisz rozwijać się zawodowo, a już na pewno nie dasz się zakuć w obrazek szczęśliwej pani domu. To do ciebie mimo wszystko nie pasuje.

- Dostałam propozycję pracy... - wyduszasz wreszcie z siebie.
- Przyjęli cię do Polsatu? - uśmiech na jego twarzy rani twoje serce. Krzywdzisz go, choć tak mocno chciałaś tego uniknąć. 
- Nie, Karol... Dostałam propozycję pracy za granicą... - wiedziałaś, że te słowa będą najgorsze. Nie spodziewałaś się jednak tego, że jego oczy tak nagle stracą blask. Stają się takie pozbawione jakichkolwiek emocji. Tak, jakby umarły, jakby straciły sens patrzenia na świat. Tak mocno cię to boli. 

Nienawidzisz takiej głuchej ciszy, która właśnie zapanowała między wami. Dotąd taka sytuacja zdarzała się bardzo rzadko. Przecież mogliście rozmawiać ze sobą o drobnostkach, byleby słyszeć na wzajem swój głos. Cisza jest najgorsza. Nigdy nie potrafiłaś przewidzieć, co może oznaczać, więc tak samo i teraz siedzisz jak na szpilkach w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowa Karola. Jak na złość nawet muzyka przestałą grać. Słychać jedynie krople deszczu uderzające w szyby okien. Wszystko wydaje się takie, jakby na moment zamarło. Kolory zaczynają się rozmazywać, światło zaczyna świecić mniej wyraziściej, powoli wszystko staje się ciemne, tak jakbyś stała za szkłem, jakbyś widziała jedynie sercem.

- Daria, ja... Przepraszam - mówi, wstaje od stołu, ubiera się i wychodzi z mieszkania. Podobno łzy czasami są lekiem na całe zło, prawda?

Zostajesz zupełnie sama w przytłaczającym cię mieszkaniu. Gasisz wszystkie światła, wyłączasz telefon. Chcesz być sama, chcesz myśleć. Ale na usiłowaniu wszystko się kończy. Nie umiesz zwyczajnie zamknąć oczu i nie widzieć jego smutnych tęczówek, które zawsze świeciły jasnością. Siedzisz skulona w kącie sypialni, patrzysz na ciemny Bełchatów przez balkonowe drzwi. Przecież miło być inaczej. Coraz to nowe pytania nasuwają ci się do głowy. Jak zareaguje? Co powie? Czy pozwoli ci jechać bez żadnego sprzeciwu. Miłość jest głupia. Przytłacza cię tak bardzo, jak mocno kochasz. Miłość to coś pięknego, ale tylko wtedy, gdy nie ma problemów. Tak naprawdę "kochanie" to ciągła walka o przetrwanie, to ciągłe wyrzeczenia, to wszystkie chwile razem wzięte, to uczucie, które jednocześnie dodaje siły, by po chwili całkowicie ją odebrać. To takie dwie dziwne sprzeczności, radość i smutek, które jedynie razem pozwalają powiedzieć, że jest się zakochanym, że się prawdziwie kocha. Ciebie dopada ta druga faza, gdy cierpisz. Z własnej głupoty.

- Daria? - nic nie mówisz, wiesz, że i tak cię znajdzie. Siada obok na podłodze, bierze dłonie w swoje ręce, patrzy prosto w oczy. - Poradzimy sobie, Kotek... Jedź... Wszystko sobie jakoś ułożymy... Kocham Cię, Skarbie - nie orientujesz się, czy płacze, czy może zwyczajnie zmienił mu się głos. Zdajesz sobie sprawę, jakim jest wspaniałym mężczyzną, jak przeraźliwie mocno go kochasz.

Podnosi twoje ciało z podłogi, podchodzi do łóżka, po czym układa w miękkiej pościeli. Pragnie się z tobą kochać. Tak wyjątkowo, jedynie w swoim rodzaju, tak intymnie i uczuciowo, tak, jakby jutro miało nie istnieć, jakby ta noc była ostatnią, jakby wszystko dookoła zaczęło kręcić się w kółko, jakbyście byli w samym centrum miliona uczuć, które w tym momencie unoszą się w powietrze razem z waszymi pomrukami i jękami zadowolenia. Pewnie ta chwila zaraz pryśnie jak jakaś bańka mydlana, pewnie wszystko skończy się szybciej niż byś chciała, pewnie będzie boleć, pewnie będziesz płakać, pewnie każda kolejna noc będzie nieprzespana, pewnie stracisz kiedyś siły, pewnie wydarzy się jeszcze multum rzeczy, o których nie masz teraz pojęcia, ale jedno jest pewne, już nigdy nie przestaniesz kochać tego chłopaka, który jest inny od wszystkich mężczyzn, tę "Wesołą Blondyneczkę", tego człowieka, który tak wiele dał ci prosto ze swojego serca, który ci je oddał.

- Tylko dlaczego, jeśli mnie kochasz, pozwalasz mi odejść?

Jeden cichy szept, jedno skrzypnięcie jasnych paneli, jedna zostawiona apaszka, jedne perfumy w szafeczce przy lustrze, jedno z ostatnich spojrzeń, jeden ostatni pocałunek, jedno "kocham Cię", jedyna i wyjątkowa miłość. Wychodzisz z mieszkania nad ranem, zostawiasz mu jedynie kartkę, że wyjeżdżasz do Anglii. Nie liczysz już kolejnych kropli łez, które bez chwili zatrzymania spływają po twoich policzkach. Miało być inaczej!


~*~*~

Przepraszam, sama płakałam, jak pisałam...
Widzicie, życie nawet to w tych najlepszych bajkach czasami kolorowe nie jest. 

Również i u Darii oraz Karola coś może się popsuć.
Nie chcę nic spekulować, ale chyba powoli zbliżamy się do końca. 


Kari dziś nie ma, bo bidulka przygotowuje się do matur. :/
Dlatego właśnie życzę zarówno jej, jak i naszym czytelniczkom - maturzystkom powodzenia :D

Niech jedynym zmartwieniem będzie brak czarnego tuszu w długopisie ;P
Pewnie jesteście ciekawe, co będzie dalej?
Nie przejmujcie się, jak też :P
Już za tydzień będziemy wiedzieć więcej ;)


Pozwolę sobie wrócić do wczorajszego nowego rozdziału na Pożądaniu.
Dziewczyny jak na razie tylko jedna z was jest blisko ze swoimi przypuszczeniami tego, co się wydarzy. Dawajcie swoje propozycje w komentarzach ;)


Macie jakieś pytania? Zapraszam na Ask :D

Trzymajcie się :D

PS. Jeśli wszystko pójdzie dobrze i złapię łączność z Maniek do jutra, to w poniedziałek, albo i jutro w godzinach nocnych powrócimy z Grzesiem, Olą i Olimpią ;)

sobota, 12 kwietnia 2014

Sobotnie 20.

Karol.


Czas biegnie nieubłaganie szybko. Jeszcze dwa miesiące temu całkowicie nie wiedziałeś, co będzie dalej, gdy obudziłeś się ze snu. Teraz wszystko ma swój cel, do którego dążysz. Coraz więcej czasu spędzasz również z Darią raz w Warszawie, raz w Bełchatowie. Widujecie się w każdy weekend. Przyszła dziennikarka nie potrafi całkowicie otworzyć się przed Tobą. Gdy tylko próbujesz zbliżyć się do niej, przekonujesz się, jaką jest delikatną istotą. Rozumiesz, że w ostatnim czasie dużo przeszła: wasze pierwsze spotkanie, wspólna noc, dzięki której przeżyliście wspaniałą Sobotnią Noc, wybudzenie ze snu, powrót do rzeczywistości aż wreszcie spotkanie z ojcem. Dla niej możesz czekać nawet latami, by wreszcie pozwoliła ci się do siebie zbliżyć. Jeszcze nigdy nie byłeś w stanie tak wiele poświęcić, byleby tylko być z dziewczyną. Teraz wiesz jednak stuprocentowo, że Daria jest warta każdego poświęcenia z twojej strony. 

Dziś rozgrywacie ostatni mecz przed świętami Bożego Narodzenia. Chciałbyś, aby wszystko potoczyć mogło się dokładnie tak samo, jak w śnie, lecz to nie jest możliwe. Wasielewska wraca dziś z Serbii, gdzie spędziła ostatni tydzień razem z polskimi piłkarkami ręcznymi, przygotowując materiał o nich samych i ich drodze do sukcesu. Pojechała tam na zastępstwo innej dziennikarki z redakcji. Widząc jej uśmiechniętą twarz za pośrednictwem kamerki internatowej sam się uśmiechasz. Jesteś szczęśliwy razem z nią. Nawet teraz, gdy w drodze z hotelu na halę dostajesz od niej SMS'a ze zdjęciem ze wszystkimi dziewczynami i sztabem. Odpisujesz jej szybko, dołączając fotkę z autobusu. wysyłasz wiadomość, wyłączasz telefon i spokojnie wchodzisz na halę, by wygrać z drużyna kolejny mecz.


Kilka godzin później na waszym koncie w tabeli jest o trzy punktu więcej niż przez rozpoczęciem pojedynku. Następnego dnia udajesz się z chłopakami do waszego ulubionego klubu. Nie masz ochoty na imprezy, chciałbyś teraz znaleźć się obok Dari, jednak twoi przyjaciele ci na to nie pozwalają, tym razem się nie wymigasz. Już dawno z nimi nigdzie nie byłeś. W końcu macie co świętować: wygrany mecz, twoja statuetka MVP. Masz dziwne wrażenie, że chłopaki nie odpuszczą tematu Darii. Pijecie już trzecie piwo i stwierdzasz, że masz ochotę potańczyć w rytm nowego hitu "Tsunami". Udajesz się na parkiet. Chcesz się dobrze bawić. Co chwilę przyczepiają się do ciebie jakieś dziewczyny, rozpoznając w tobie środkowego miejscowej drużyny siatkarskiej. Spławiasz je, jednak jedna jest strasznie nachalna. Udajesz się do loży, musisz odpocząć. Na szczęście odpuściła.


- Stary co ty zrobiłeś? Przecież ona była piękna - jęczy ci do ucha Andrzej.

- Nie obchodzi mnie ona, ja kocham Darię.
- Nie denerwuj się, tylko cię sprawdzałem - Andrzej podnosi ręce w geście kapitulacji, uśmiechając się. - Zdrowie Karola!

Po kilku godzinach masz już dość tego szumu, chcesz jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Mówisz chłopakom, że udajesz się do domu. Zamawiasz taksówkę. Wypity alkohol daje o sobie znać. Ledwo co wchodzisz na czwarte piętro, by znaleźć się w mieszkaniu. Najchętniej położyłbyś się na łóżku, zamknął oczy i odpłynął do krainy beztroski. Pod swoimi drzwiami zauważasz jednak jakąś postać. Rozpoznajesz w niej Darię. Serce wręcz ci się kraje, gdy widzisz jak siedzi skulona pod ścianą. Chyba śpi. Jest taka krucha, delikatna, taka, którą miałeś okazję poznać w śnie. To w takiej Wasielewskiej się zakochałeś. Momentalnie wraca do ciebie racjonalne myślenie, a wypity alkohol wyparowuje. Otwierasz szybko drzwi wejściowe, kucasz przed dziewczyną, muskasz dłonią jej policzek. Powoli otwiera oczy i uśmiecha się do ciebie. Chwytasz ją za rękę i pomagasz wstać. Ciągniesz jej walizkę za sobą. Prosto z lotniska, zamiast zostać w Warszawie, przyjechała do ciebie. Po przekroczeniu progu od razu wtula się w twój tors.


- Przepraszam... - szepcze.

- Nie masz za co - odpowiadasz, chwytając jej twarz w swoje dłonie. 
- Mam. Gdy przez ten tydzień byłam sama w Serbii, czegoś mi brakowało. Po tym, jak wylądowaliśmy w Warszawie, zrozumiałam, że to ciebie mi brakowało. Mimo tego, że znam cię zaledwie dwa miesiące, kocham Cię - całuje cię.



Daria.

Spędzając w Bełchatowie czas po świąteczny, wykorzystujesz wolne, które dostałaś po powrocie z Serbii. Każdy dzień spędzony w towarzystwie Karola daje ci siłę i chęć do tego, żeby powracać do niego częściej. Święta spędziłaś u dziadków razem z resztą rodziny, przedstawiając im środkowego w drugi dzień świąt. Kolejnego dnia wróciliście już razem do jednego z polskich siatkarskich miast, w którym to Kłos gra. Ten moment, gdy jeszcze przed świętami pojechałaś do niego i czekałaś na klatce schodowej pozwolił ci na nowo otworzyć się na niego. Tamta chwila, gdy zasmakowałaś jego ust po tak długiej przerwie, sprawił, że przestałaś całkowicie myśleć. Albo inaczej. Zaczęłaś myśleć jedynie o farbowanym blondynie.

Szykujesz gorący posiłek w postaci lasagni dla siatkarza, który jest na ostatnim treningu w roku 2013. Dziś Sylwester, a ty zamiast siedzieć od rana u kosmetyczki i fryzjerki lub nawet w  domowej łazience, szykując się na wieczorną imprezę, chodzisz w szarym dresie, na głowie masz zwyczajnego kucyka, a na twarzy zero wyjściowego makijażu. Dziś zwyczajnie nie chce ci się stroić, bawić, balować do białego rana. Dziś chcesz wieczór spędzić z Karolem i spokojnie zacząć Nowy Rok. Stawiasz właśnie na stole dwa talerze z parującą potrawą, gdy drzwi się otwierają, a do mieszkania wkracza zmęczony mężczyzna. Słyszysz, jak rzuca torbę treningową w przedpokoju, a po chwili jest już obok ciebie, całuje w czoło i zagląda przez ramie.

- Niepotrzebnie to wszystko gotowałaś. I tak te wszystkie pyszności będę musiały poczekać do jutra.
- A to niby dlaczego? - pytasz.
- Bo zabieram cię dziś gdzieś... - odpowiada tajemniczo.
- Mam się bać?
- Bać nie, ale zacząć przygotowywać już tak - pokazuje rząd białych zębów.
- Ale przecież ja tu nie mam żadnych wyjściowych ciuchów.
- W łazience jest sukienka i buty. Wybierałem razem z Andrzejem - śmieje się, a tu zastanawiasz się, gdzie to Kłos mam zamiar cię zabrać.
- Ile mam czasu? - pytasz, uśmiechając się chytrze w drodze do łazienki.
- Wystarczająco, żebyś się wyrobiła - podchodzi do ciebie, zakłada niesforny kosmyk włosów za ucho i całuje delikatnie w usta.

Zanurzasz się w gorącej wodzie po czubek głowy. Jest tak, jakbyś pływała w oceanie. Tak, jakby właśnie realizowały się sny z dzieciństwa, kiedy to marzyłaś o takiej relaksującej chwili, wiedząc, że w pomieszczeniu obok przebywa mężczyzna, którego kochasz. Wynurzasz się powoli z wody i widzisz, jak Karol siedzi na brzegu dużej wanny i przygląda ci się. Wyciągasz rękę w jego kierunku, którą chwyta i całuje. Przybliżasz się do niego, przyciągasz do siebie twarz i wpijasz się w usta tak, jakby cała Sobotnia Noc była rzeczywistością. Nie krępuje cię własna nagość. Nie obchodzi cię to, czy zobaczy przypadkiem jakiś skrawek twojego nieokrytego ciała. Dłonią moczysz jego bluzę, błądząc po klatce piersiowej. Przestajesz dopiero w chwili, gdy sam się od ciebie oddala, całuje w czoło i wychodzi, pozwalając ci swobodnie przygotować się do wyjścia.

Około godziny osiemnastej wychodzicie z Karolowego mieszkania. Musisz przyznać, że zarówno twój przyrodni brat, jak i chłopak mają wyśmienity gust. Jedwabna sukienka w kolorze fuksji i cieliste szpilki pasują ci idealnie. Schodzisz na dół, trzymając mocno dłoń Karola. Jego spojrzenie, gdy pokazałaś mu się w pełnej okazałości utwierdziło cię w przekonaniu, jak ważny jest on dla ciebie i jak wiele ty sama dla niego znaczysz. Ruszyliście w drogę, o której ty nie miałaś zielonego pojęcia. Widziałaś tylko mijane przez was znaki, które informowały, że Bełchatów został za waszymi plecami. W Radio jak co roku leciała lista największych hitów mijających dwunastu miesiecy, na drodze powoli ubywało samochodów, zegarek na twoim nadgarstku wskazywał zbliżającą się godzinę dwudziestą, a Karol nadal uważnie prowadził samochód, co chwilę obdarzając cię ukradkowym spojrzeniem.

- Kiedy będziemy na miejscu? - pytasz znudzona ciągłym wgapianiem się w widok za szybą.
- W zasadzie, to już jesteśmy na miejscu - mówi, parkując przed pięknie oświetlonym domem jednorodzinnym. - Zapraszam do środka - otwiera drzwi wejściowe i puszcza cię przodem.

Słyszysz cicho grającą muzykę, czujesz piękny zapach jedzenia i żywego drzewka bożonarodzeniowego, widzisz kolorowe światełka dosłownie wszędzie, gdzie się da. Źródła światła są dwa. Mieniące się tysiącem kolorów lampki na choince i wszędzie, gdzie tylko dało się je zaczepić oraz kominek, w którym walczą ze sobą płomienie. Karol odbiera od ciebie płaszcz i znika gdzieś na chwilę, zostawiając cię na kanapie. Nie możesz uwierzyć w to, że jeden chłopak jest w stanie dać ci tyle szczęścia, tyle pozytywnych uczuć, tyle miłości. Jest ci głupio, że ciągle go poniekąd odpychasz, ale również jesteś mu cholernie wdzięczna, że na nic nie naciska. Zamykasz na chwilę oczy, jednak chwila nie trwa długo. Czujesz jak kanapa ugina się, a obok zasiada Karol.

- Za Nowy Rok, Daria... - szepcze do twojego ucha, gdy kołyszecie się do wolnej muzyki, a przed okno widzicie pokazy fajerwerków. 
- Za nasze szczęście - odpowiadasz, łącząc wasze spragnione pocałunków usta.

Może i w tej chwili żyjesz chwilą. Może i zachowujesz się egoistycznie. Może i kierujesz się jedynie buzującymi w głowie hormonami połączonymi z wypitym szampanem. Może i nie panujesz do końca nad swoim zachowaniem. Ale wiesz jedno. Chcesz poczuć spełnienie w ramionach chłopaka, którego pokochałaś podświadomie od pierwszego wejrzenia. Ufasz mu bezgranicznie, więc nie czujesz lęku, gdy niesie cię w nieznane miejsce, kładzie na miękkim materacu, patrzy głęboko w oczy, rozpoczynając wędrówkę swoich ust po twoim spragnionym ciele. Drżysz, gdy oddech Karola przemierza kolejne centymetry twojego ciała. Wiercisz się jak mała kotka, gdy doje ci masę przyjemności. Wyginasz się niczym most, kiedy tylko czujesz emanującą od niego rozkosz. Zagryzasz wargę, gdy patrzy na ciebie wzrokiem wygłodniałej bestii. Kochasz się z mężczyzną, z którym pragniesz spędzić resztę swojego życia.


~*~*~

Witamy was serdecznie.
Dziś razem na Gadu, więc i tu będziemy razem :D
Nie wiemy za bardzo co napisać, bo nic szczególnego się nie dzieje :P
No może końcówka jest z lekka intrygująca :D
Nie wiemy jeszcze same, jak to będzie z ilością dalszych wpisów ;/
Pożyjemy - zobaczymy.
(Wszystko wyjaśni się w maju, gdy Dzuzeppe ogarnie obowiązki)

Pozdrawiamy :*

Żądza Dziewiąta. / Pytania? 

Dzuzeppe: A teraz najważniejsze, czyli wyjaśnienie, co oznacza mój opis na Gadu.
Pewnie większość z Was wie, że wielkimi krokami zbliżają się testy gimnazjalne.
W tym roku padło i na mnie i to ja będę się stresować przez trzy dni. (i siedzieć dłużej w szkole, bo dyslektykiem jestem;/ ).
Z racji tego muszę zawiesić na około dwa/trzy tygodnie blogowanie. To była dla mnie trudna decyzja, ale jedyna, która pozwoli mi się w spokoju przygotować do pisania.
Nie wiem, co będzie z czytaniem na bieżąco, ale obiecuję wszystko nadrobić.
Planuję wrócić pod koniec kwietnia lub w dzień swoich urodzin, które wypadają 1 maja.